Foremka do wyciskania serów

Drewniana, dwuczęściowa foremka na ser w kształcie ptaka.

Nr inw. MNS KW13811, EI/1370
Materiał: drewno
Wymiary: dł. 20 cm, szer. 10 cm, wys. 8 cm
Miejsce pochodzenia: Obidza (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W przeszłości w Beskidzie Sądeckim drewnianych rzeźbionych foremek do serków używali niemal wyłącznie mieszkańcy Obidzy k. Jazowska. Tradycja wyrobu serów parzonych i odciskanych w foremkach była pasterzom sądeckim obca. W Obidzy przyjęła się za sprawą graniczącej przez miedzę Tylmanowej, pozostającej w kręgu kultury podhalańskiej. Foremki, składające się z dwóch pasujących do siebie, symetrycznych klocków łączonych na kołeczki, w których rzeźbiono wklęsłe identyczne połówki sylwetki gołąbka, kogutka, kurki, baranka czy serduszka, robiono tam niegdyś w każdym gospodarstwie zajmującym się hodowlą owiec. Najczęściej na foremki używano drewno jaworowego, uważając, że nie zmienia smaku sera. Odciskane w nich serki, tutaj określane jako „oszczypki”(odmiennie niż na Podhalu, gdzie na małe serki-zwierzątka odciskane w formach zamkniętych mówiono „redykałki”, a nazwą „oscypki” określano sery wrzecionowate, z wzorem odciskany tylko na środkowej części za pomocą drewnianej obręczy) były upominkami dla dzieci i znajomych, przeznaczano je także na sprzedaż.

Wśród Górali Sądeckich w paśmie Radziejowej, gdzie gospodarka pasterska miała nieco inną formę niż w pozostałych grupach górskich, częsty był indywidualny wypas owiec na pastwiskach położonych w sąsiedztwie zagrody. W pobliżu domostwa rozstawiano „koszar”, do którego zganiano zwierzęta na czas udoju. Obok budowano małą drewnianą budkę – „kolibę”, przeznaczoną dla pasterza, który nocą pilnował stada.

Zwyczajowo owce zaczynano doić w okresie Wielkanocy. Niektórzy gospodarze pierwszy ser robili w Wielki Czwartek i święcili go w Wielką Sobotę. Po odłączeniu jagniąt od matek, owce doiło się trzy razy w ciągu dnia (przed wschodem słońca, w południe i pod wieczór, a nawet po zmroku). Przerób mleka odbywał się w chałupie, najczęściej zajmowała się tym gospodyni: do ogrzanego mleka dodawała klag – proszek z wysuszonego żołądka młodego cielęcia, dzięki temu mleko szybko się ścinało. Za pomocą drewnianej „trzepacki” lub „arfy” rozbijała skrzep na grudki, z których rękami ugniatała bryłę sera. Ser należało odcedzić na lnianej szmacie. By nadawał się do jedzenia i dalszej obróbki, musiał dojrzeć, leżąc przez kilka dni na półce w spichlerzu lub na „poleniach” w izbie. Z dojrzałej „grudy” robiło się bryndzę, rodzaj mocno solonego sera, który można było przechowywać przez cały rok. „Gruda” była półproduktem także do przygotowania „oszczypków”. Odkrojone z niej niewielkie kawałki rzucało się na wrzątek, po chwili wyjmowało, ugniatało w rękach i ponownie wkładało do wrzącej wody. Czynność powtarzano trzykrotnie, aż ser stawał się elastyczny i miękki. Taką masę można było łatwo kształtować w drewnianych foremkach. Zastygłe serki moczono przez kilka dni w „rosole”, silnie osolonej wodzie, później suszono na półce w spichlerzu lub w słońcu.

Na pastwiska zwierzęta wyganiano po św. Wojciechu (24 kwietnia). Pierwszemu wyjściu stada towarzyszyły zabiegi magiczne zapewniające pomyślny i bezpieczny wypas: zwierzęta kropiono święconą wodą, okadzano ziołami, szeptano nad nimi zaklęcia. Przy wejściu do koszaru gazda zakopywał łańcuch lub stułę, by zwierzęta trzymały się stada. Obecność na pastwisku kozy, uważanej za „diabelskie stworzenie”, chroniła owce i krowy przed czarami – głównie podbieraniem i psuciem mleka. Jeśli mimo to zwierzęta chorowały lub źle się doiły, o pomoc proszono bacę, który potrafił odczyniać uroki. Baca zajmował się zawodowo wypasem owiec na halach, miał rodzinne tradycje bacowskie, odpowiednie doświadczenie i wiedzę. W przypadku gospodarki prowadzonej gromadzko we wsi, na „tołokach” (czyli nieużytkach), za wypas odpowiadał „gazda zganiający owce”. Był nim zamożny, doświadczony gazda, który sam mając od kilkunastu do kilkudziesięciu owiec, umiał dobrze zadbać o zwierzęta powierzone przez innych gospodarzy. Wspólne stada liczyły do 100 owiec. Przy wypasie pomagali „owcorze” i „juhasi”. Pracowali za jedzenie i odzież. Przysmakiem była „urda”–„gęsta żętyca”, czyli tłusty kożuch zebrany z zagotowanej serwatki pozostałej po wyjęciu „grudy” sera.

Joanna Hołda


 
Pobierz bezpłatną aplikację VisitMałopolska
 
Android
Apple iOS
Windows Phone
<
>
   

Powiązane treści