Chałupa z Mszalnicy

Drewniane grabki do zbierania borowek.

„Grabki” do zbierania borówek
Nr inw. MNS KW 1662 EI/1606
Materiał: drewno bukowe
Wymiary: długość: 29 cm, szerokość: 12 cm
Twórca: Wojciech Mikulski z Muszyny
Datowanie: 1949 r.
Miejsce pochodzenia: Muszyna (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Do najdawniejszych sposobów pozyskiwania żywności należało zbieractwo, czyli przyswajanie sobie gotowych płodów natury, bez wykonywania specjalnych i skomplikowanych zabiegów. Wraz z rozwojem rolnictwa i hodowli, zbieractwo stało się dodatkowym sposobem pozyskiwania żywności, przypisywanym szczególnie ludności ubogiej. Najczęściej dziko rosnące rośliny zbierano na przednówku czy w okresach głodu wywołanych klęskami nieurodzaju. Niezależnie od tego na polskiej wsi powszechne było zbieranie runa, a przede wszystkim owoców leśnych. Jedną z najpopularniejszych roślin były jagody („Vaccinium myrtillus”), na południu Polski zwane „borówkami”. Do ich zbioru służyły specjalne, drewniane zbieraczki w kształcie łopatki z rączką, posiadające charakterystyczne zęby, za pomocą których oddzielano duże ilości owoców z krzewu. Borówki zbierano w lesie latem. Robiły to najczęściej kobiety i dzieci, przy czym trzeba nadmienić, iż czynność ta przybierała formy indywidualne i zbiorowe, łącząc w sobie pracę i wspólnotowe spotkanie, przysłowiowe „przyjemne z pożytecznym”. Z borówek robiono soki, później także kompoty, dżemy, a zawsze wywary, które wykorzystywano w celach leczniczych, przy przeziębieniach, biegunkach i przeciw pasożytom jelitowym. Dodatkowo borówki można było z powodzeniem sprzedać na targu lub jarmarku. Z czynnością zbierania borówek związane jest święto Matki Boskiej Jagodnej, przypadające 2 lipca. Według legendy osadzonej na bazie ewangelicznego przekazu, po zwiastowaniu brzemienna Matka Boska udała się w długą i uciążliwą podróż do swojej krewnej św. Elżbiety. Podczas drogi Maryja żywiła się głównie zbieranymi po drodze jagodami. Na tę pamiątkę 2 lipca nie wolno było zbierać borówek, aby nie odbierać jej pożywienia. Matka Boska Jagodna patronowała szczególnie ciężarnym kobietom, a także tym, które doświadczyły cierpienia związanego z utratą dziecka. Modlitwy zanoszone tego dnia do Maryi miały skutkować jej opieką w okresie ciąży i szczęśliwym rozwiązaniem.

Kamil Basta

 

Żarna na dwie korby
Numer inwentarza MNS KW 5591 EI/1597
Materiał: drewno, kamień, metal
Wymiary: wysokość 101 cm, wysokość z kołem 131 cm
Datowanie: 1. połowa XX wieku
Miejsce pochodzenia: Wysokie (woj. małopolskie, pow. limanowski)

W sieni zamożnej pogórzańskiej chałupy z Mszalnicy można zobaczyć dwa rodzaje żaren do mielenia ziarna na mąkę. Obok frontowego wejścia stoją żarna ręczne nie odbiegające od tych, które znajdują się w wielu innych domach na ekspozycji skansenu. Mają kamienie żarnowe osadzone w prostokątnym kadłubie z drewnianej kłody oraz żarnówkę – drewniany drążek służący do obracania „bieguna”. Zupełnie inaczej wyglądają drugie żarna, umieszczone w kącie przy tylnym wyjściu.

Cały mechanizm osadzony jest w solidnej drewnianej ramie. U dołu w drewnianej skrzynce znajduje się „leżak” czyli nieruchomy kamień. Nad nim, w okrągłej obudowie z blachy i desek „biegun” - kamień ruchomy. Najbardziej w konstrukcji żaren zwraca jednak uwagę mechanizm korbowy służący do ich uruchamiania. W poprzek górnych krawędzi zamocowana jest żelazna oś zakończona po obu stronach korbami i przechodząca przez środek ustawionego pionowo drewnianego koła palecznego z drewnianymi zębami i krawędzią wzmocnioną paskiem blachy. Do tego dużego koła przylega pod kątem prostym drugie, niewielkie koło paleczne o podobnej budowie, umieszczone poziomo nad „biegunem” i połączone z nim żelazną osią. Wprawione w ruch za pomocą obu korb górne, większe koło przenosi napęd na mniejsze poruszając jednocześnie sprzężony z nim kamień żaren. Ponadto z boku znajduje się wykonany z desek niewielki kosz zasypowy ułatwiający wsypywanie ziarna do mielenia. Aby obsługa tego rodzaju żaren przebiegała sprawnie, potrzebne są dwie osoby, jednak praca wykonywana jest dużo szybciej i wygodniej niż przy pomocy zwykłych żaren ręcznych obracanych drążkiem – żarnówką. Mechanizm poruszający żarna korbowe opiera się na tej samej zasadzie, która stosowana była w dawnych młynach, zarówno wodnych, jak i w wiatrakach. Poruszające się w płaszczyźnie pionowej źródło napędu (koło wodne, łopatki wiatraka, w tym wypadku ręczne korby) obracało poziomo ustawiony wał, z którego napęd przy pomocy przekładni zębatej (koło paleczne i koło cewkowe lub dwa koła paleczne) zmieniał kierunek obrotu (z pionowego na poziomy) i przenoszony był na umieszczoną w pionie oś poruszającą kamienie żarnowe obracające się w płaszczyźnie poziomej. Wiejskim rzemieślnikom i wynalazcom-samoukom znane były różne metody na ułatwianie pracy nie tylko przy obracaniu żaren, ale też podczas użytkowania innych niewielkich urządzeń w wiejskim gospodarstwie. W zbiorach sądeckiego skansenu można znaleźć przykłady takich „wynalazków”, są to np. maślnice na korbę oraz maślnica ze skomplikowanym systemem pasów i przekładni dostosowana do napędu silnikiem elektrycznym lub spalinowym. Zdarzały się też żarna z napędem nożnym, poruszane pedałem, znane np. ze Słowacji (eksponowane w skansenie w Bardejowskich Kupelach) oraz widoczne na rysunku w pochodzącej z 1690 roku książki „Architekt polski to jest nauka ulżenia wszelkich ciężarów…” autorstwa Stanisława Solskiego. W innym miejscu tego dzieła można odnaleźć rysunkowy schemat żaren na dwie korby z koszem zasypowym. Różnią się one od tych prezentowanych w chałupie z Mszalnicy tym, że kamienie umieszczono powyżej mechanizmu korbowego, a zamiast mniejszego koła palecznego jest cewie (koło cewkowe). Tak więc bardzo podobny pomysł usprawnienia pracy żaren znany był już na pewno w XVII wieku. Przy okazji warto przybliżyć nieco dzieło „Architekt polski…” i postać jego autora. Stanisław Solski (1622 – 1701) był jezuitą, matematykiem i architektem. Podróżował w poselstwie polskim do Turcji, przebywał na misji w Konstantynopolu, pracując wśród przebywających tam jeńców polskich i moskiewskich. Wtedy też zainteresował się mechaniką, technicznymi wynalazkami, a jego marzeniem stało się skonstruowanie perpetuum mobile. Po powrocie do Polski był przez kilka lat kapelanem hetmana Sobieskiego, późniejszego króla Jana III, i spowiednikiem jego żony Marii Kazimiery. Później mieszkał w kolegium jezuitów w Krakowie i zajmował się głównie pracami architektonicznymi. Najbardziej znane jego dzieła to „Geometra polski” – wykład geometrii teoretycznej i praktycznej oraz sztuki mierniczej, a także „Architekt polski”. W tej ostatniej książce zajął się zagadnieniami związanymi z budową i zastosowaniem maszyn, od prostych do bardziej złożonych, w tym również maszyn hydraulicznych. Pełny tytuł pracy brzmi (wg zasad współczesnej pisowni polskiej): Architekt polski to jest nauka ulżenia wszelkich ciężarów. Używania potrzebnych machin, ziemnych i wodnych. Stawiania ozdobnych kościołów małym kosztem. O proporcji rzeczy wysoko stojących. O wschodach i pawimentach. Czego się chronić i trzymać w budynkach od fundamentów aż do dachu. O fortyfikacji. I o inszych trudnościach budowniczych. W księdze I można odnaleźć schematy różnych mechanizmów korbowych z przekładniami w postaci kół palecznych i cewii, omówione jest także działanie mechanizmów w różnego rodzaju młynach i innych warsztatach poruszanych kołami wodnymi, kieratami lub wiatrakami. Osobny podrozdział poświęcony jest młynkom ręcznym – wymienia najprostsze żarna ręczne, młynki z napędem nożnym oraz młynek korbowy, wg autora „pięć razy spieszniejszy nad poprzedzające”. Zamieszcza opis wykonania takich żaren, na końcu pisząc: „W tym młynku obróci się kamień razów 5, kiedy korba koło palczaste raz. Pięć razy jest prędszy nad insze żarna. Ciężaru obracający ludzie mało co więcej mieć będą nad ten ile by go mieli, gdyby same cewy wrzecionowe obracali, wziąwszy się ich rękami. Bo acz ciężaru przydawa półdyameter [promień koła] dziesięćcalowy koła obracającego cewy, mniejsze półdyametremrazow 3; wszakże więcej przyczynia siły długość korby półłokciowej, większa razów 4, od półdyametrucewów.”

Bogusława Błażewicz

 

Wózek powroźniczy
Nr inw. EI/1599
Wymiary: wysokość 79 cm, szerokość 49 cm, długość 47 cm
Pochodzenie: Mszalnica, gmina Kamionka Wielka, powiat nowosądecki

Wielu zwiedzających zastanawia się do czego służył ten „dziwny”, drewniany sprzęt w sieni chałupy z Mszalnicy. Mimo wielu pomysłów, zazwyczaj nie udaje się im prawidłowo zidentyfikować nazwy i zastosowania prezentowanego przedmiotu. Nic dziwnego, bowiem rzemiosło prezentowane przez ten eksponat jest obecnie niemal zupełnie nieznane. Mowa mianowicie o powroźnictwie. Polegało ono na wyrobie lin i powrozów poprzez skręcanie kilku oddzielnych sznurków. Materiałem użytkowanym do ich produkcji było przede wszystkim grubsze włókno konopne. Powrózki, w tym końskie baty, skręcano w prosty sposób. Używano do tego samorodnych, drewnianych „kul”. „Kule” miały formę haczyka. Grubsze powrozy z kilku sznurków sporządzane były przy użyciu odpowiednio skonstruowanej deski powroźniczej. Posiadała ona drewniane korby. Poprzez dalsze udoskonalanie tych desek powstał wózek powroźniczy z jedną częścią na nieruchomym stojaku. Druga zaś była ruchoma, na kółkach. Aby sznurki skręcały się  ściśle i równo wykorzystywano drewnianą, żłobioną prowadnicę zwaną „spustnikiem”. Powroźnictwo należało do grona zajęć zimowych, wykonywanych w okresie wolnym od prac polowych. Mężczyźni kręcili powrozy głównie w swoim własnym zakresie. Zdarzało się również, że zajęcie to mogło być źródłem dodatkowego zarobkowania. Nadwyżkę skręconych powrozów można było sprzedać w mieście na odbywającym się regularnie targu.

Kamil Basta

 

Oleodruk „św. Józef z Dzieciątkiem”
Nr inwentarza: MNS KW 6458 EI/2837
Materiał: papier, druk barwny
Wymiary: w ramie: 63,5 x 51,5 cm, w świetle obrazu: 49,5 x 37,5 cm
Datowanie: 1. połowa XX w.
Miejsce pochodzenia: Nowy Sącz (woj. małopolskie)

Warsztat stolarsko – kołodziejski w zimnej izbie, wypełniony sprzętami, narzędziami i drewnem nie jest miejscem, gdzie spodziewalibyśmy się obrazów o treści religijnej. A jednak na ścianie naprzeciwko wejścia, ponad stołami warsztatowymi i zawieszonymi na gwoździach piłami ramowymi, można zobaczyć oleodruk przedstawiający św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus. Na obrazie święty ukazany jest w półpostaci, jako mężczyzna w średnim wieku, z siwymi włosami i brodą, w żółtej szacie i ciemnobłękitnym płaszczu. Na lewej ręce trzyma małego Jezusa, w prawej dłoni ma gałązkę białych lilii. Dzieciątko Jezus unosi nad głową św. Józefa wieniec z róż. Obraz oprawiony w drewnianą ramę malowaną na czerwonobrązowy kolor. W wiejskich chałupach często można było znaleźć obrazy i oleodruki z wizerunkami św. Józefa. Najczęściej przedstawiano go w ten właśnie sposób – z Dzieciątkiem Jezus i z gałązką białych lilii w dłoni. Popularne były także oleodruki wyobrażające Świętą Rodzinę, często przy pracy. Na tych ostatnich zazwyczaj Maria przędzie, a Józef ukazywany jest z narzędziami stolarskimi i ciesielskimi, nieraz przy warsztacie stolarskim, czasem nauczający młodego Jezusa zawodu. Św. Józef pojawia się także w wyobrażeniach Bożego Narodzenia i, rzadziej, Ucieczki do Egiptu lub Ofiarowania Jezusa w Świątyni. Święty Józef to mąż Maryi i przybrany ojciec Jezusa, opiekun Świętej Rodziny, z zawodu cieśla. Dlatego właśnie uważany jest m.in. za patrona cieśli i stolarzy oraz w ogóle rzemieślników i ludzi pracy. Wiedzę o nim czerpiemy z Ewangelii, ale postać ta pojawia się także w tekstach apokryficznych, takich jak „Protoewangelia Jakuba”, „Ewangelia Tomasza” czy poświęcona mu „Historia Józefa Cieśli” – tekst spisany prawdopodobnie w Egipcie w IV lub V wieku. Ewangelie nie podają wieku Józefa, natomiast według przekazów apokryficznych miał on być wdowcem w podeszłym wieku, posiadającym czterech synów i dwie córki z pierwszego małżeństwa (z którymi czasami utożsamia się enigmatycznie wzmiankowane rodzeństwo Jezusa). Św. Józef jest patronem rzemieślników, a zwłaszcza cieśli i stolarzy, robotników, ubogich i emigrantów, ekonomistów, kobiet w ciąży, a także rodzin, dobrych małżeństw i dobrej śmierci. Świętego Józefa uznaje się także za patrona ojców i w ogóle mężczyzn, wskazując jako wzór ojca, podkreślając takie jego cechy, jak posłuszeństwo Bogu, zaufanie, pracowitość, skromność, sprawiedliwość, opanowanie, odwaga i poświęcenie dla rodziny. Wspomnienie św. Józefa w kalendarzu liturgicznym kościoła rzymskokatolickiego przypada 19 marca, a więc w okresie Wielkiego Postu. To jeden z niewielu dni, w którym łagodzono surowe wielkopostne zasady i możliwe było nawet zawieranie wówczas małżeństw. Uznawano ten dzień również za symboliczny początek wiosny, o czym miały świadczyć pojawiające się wówczas pierwsze bociany. Istniały również ludowe przysłowia i zwyczaje dotyczące przewidywania pogody i prac polowych. Na Pogórzu na św. Józefa siano kapustę (podobnie jak w dniu św. Macieja, 24 lutego) i zwano ją „józefówką” – „W Józefa z zimy się śmiej i na grządce kapustę siej”. Miała wtedy kończyć się zima, więc mówiono: „Jak św. Józef kiwnie brodąm, Pódą lody na dół z wodąm.” Ponadto pogoda na św. Józefa wskazywała, jaki będzie nadchodzący rok: „Święty Józef pogodny, będzie roczek wodny.”

Bogusława Błażewicz

 

Kobylica
Nr inw. Kw 18429, EI/5104
Materiał: drewno bukowe i jesionowe, metalowa klamra
Wymiary: dł. 200 cm, wys. 50 cm, max. szer. 49 cm
Datowanie: lata 30 XX w.
Miejsce pochodzenia: Łomnica

Obróbka drewna, którego dawna puszcza karpacka dostarczała w obfitości, była powszechnym zajęciem i dodatkowym źródłem utrzymania mieszkańców sądeckich wsi. Na potrzeby własnego gospodarstwa robiono gonty, proste meble, sprzęty domowe i gospodarskie, różnego rodzaju naczynia (drążone i dłubane w pniach oraz klepkowe). Podstawowe narzędzia do obróbki drewna znajdowały się w każdym domostwie. We wsiach nie brakowało także majstrów-samouków, którzy pracowali zarobkowo, w zamian za inne usługi, wynagrodzenie w naturaliach, a z czasem za pieniądze. Odrębną grupę stanowili wiejscy rzemieślnicy – fachowcy, którzy dysponując specjalistyczną wiedzą i umiejętnościami oraz dobrze wyposażonym warsztatem, pracowali na zamówienie dla szerszego kręgu odbiorców i wyrabiali masowo towar przeznaczony na zbyt. Czasami całe wsie specjalizowały się w produkcji rzemieślniczej, tworząc ośrodki zaopatrujące miejscowe rynki zbytu. Na naszym obszarze z produkcji wyrobów drewnianych znane były między innymi łemkowskie wsie Nowica, Kunkowa, Przysłup i Leszczyny, dostarczające mieszkańcom wsi łyżki toczone na ręcznych tokarkach sznurkowych, wrzeciona, wałki do ciasta czy foremki na masło, a z czasem wytwarzające także wieszaki na ubrania, grzybki do cerowania i proste zabawki. Jedną z wyspecjalizowanych dziedzin rzemiosła drzewnego było kołodziejstwo, czyli wyrób i naprawa kół, biegły rzemieślnik często robił także całe wozy i sanie. Podstawowym typem drewnianych kół używanym w naszym obszarze kulturowym już od epoki brązu, było koło szprychowe, składające się z toczonej piasty (czyli głowy, środkowej części koła z otworem, w którym osadzano oś wozu), szprych i obręczy (obodu, obody). Archaiczne obody gięto z jednego kawałka drewna, korzeni lub gałęzi. We wsiach sądeckich koła gięte z korzeni jałowca były używane jeszcze pod koniec XIX w. przy narzędziach rolniczych, np. jako „kolca” do radła. Solidniejsze były obręcze składane z kilku dopasowanych kawałków drewna, nazywanych dzwonami. Dzwona robiono z deseczek o prostokątnym przekroju, wycinając je w łuk wykreślony cyrklem kołodziejskim. W zależności od wielkości koła dzwon mogło być od 4 do 8. W każdym dzwonie wiercono po 2 otwory do mocowania szprych. Przy obróbce dzwon i szprych używano imadła nożnego, znanego pod nazwą ława strugalna lub kobylica, a w naszym regionie nazywanego dziadem lub pieszczotliwie dziadkiem (od określenia ruchomej części imadła, składającej się z górnej belki czyli głowy i dolnej – stopy). Nieraz głowę dziadka rzeźbiono na kształt ludzkiej. Za pomocy dziadka strugano także gonty i trzonki do narzędzi. Dalsza praca nad kołem odbywała się przy charakterystycznie rozdwojonej ławie kołodziejskiej, w tym regionie nazywanej kobylicą. Kobylica prezentowana w warsztacie stolarsko-kołodziejskim w chałupie z Mszalnicy została wykonana z samorodnie rozwidlonego pnia bukowego, przy rozwidleniu spiętego metalową klamrą. Jest wsparta na czterech kołkowatych nogach. W umocowaną w ławie piastę z wyrobionymi otworami nabijało się szprychy, a na nich osadzało dzwona, które następnie spajało się drewnianymi kołkami lub metalowymi blaszkami. Na koniec kołodziej wyważał koło. Gotowe oddawał do kowala, który okuwał piastę i obodę żelaznymi obręczami. Na koła najlepsze było twarde i wytrzymałe drewno np. jesionowe lub dębowe. Gonty natomiast robiło się z miękkiego drewna jodłowego lub świerkowego, czasem jaworowego. Bardzo ważne było znalezienie odpowiedniego drzewa – najlepsze było to, które rosło w środku lasu, osłonięte od wiatru. Dzięki temu słoje na pniu nie skręcały się i drewno łatwo było szczypać na deszczułki.

Joanna Hołda

 

Obraz „Matka Boska Bronowska”
Nr inwentarza: MNS KW 10994 EI/2368
Materiał: papier, druk barwny
Wymiary w ramie: 64 x 50 cm, w świetle obrazu: 58,2 x 44,2 cm
Datowanie: połowa XX w.
Miejsce pochodzenia: Marcinkowice (powiat nowosądecki, woj. małopolskie)

W zamożnej chałupie z Mszalnicy znajdującej się w sektorze pogórzańskim sądeckiego skansenu, wśród innych obrazów o tematyce religijnej wiszących w kuchni, warto zwrócić uwagę na barwny, drukowany wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem, umieszczony na ścianie w kącie ponad stołem. Szczególnie rzuca się w oczy, że zarówno Maryja jak i Dzieciątko noszą tradycyjny odświętny strój ludowy z regionu krakowskiego, a pod wizerunkiem umieszczono motywy patriotyczne: polskiego orła w koronie, herby Warszawy i Krakowa, datę MCMXVI (1916) oraz cytat z osiemnastowiecznej kolędy Franciszka Karpińskiego „Pieśń o Narodzeniu Pańskim” (znaną powszechnie pod tytułem „Bóg się rodzi”): „Podnieś rączkę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”. Zwraca także styl wizerunku, odmienny od powszechnie występujących oleodruków, charakterystyczny natomiast dla malarstwa młodopolskiego. Nic dziwnego, jest to bowiem reprodukcja obrazu Włodzimierza Tetmajera „Matka Boska Bronowicka” (występującego też, jak np. na naszym egzemplarzu, pod tytułem „Matka Boska Bronowska”). Włodzimierz Tetmajer - malarz, poeta, prozaik i dramaturg, działający na przełomie XIX i XX wieku, to jeden z najważniejszych twórców okresu zwanego w historii sztuki i literatury Młodą Polską. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tej epoki jest fascynacja kulturą ludową i wykorzystywanie zaczerpniętych z niej motywów w twórczości artystycznej. Można szukać różnych przyczyn tych ludowych inspiracji. Już w okresie romantyzmu artyści fascynowali się ludowością, a szczególnie było to widoczne w krajach pozbawionych własnej państwowości, jak Polska, gdzie w kulturze ludowej zaczęto dopatrywać się jednej z podstaw kształtującej się świadomości narodowej we współczesnym znaczeniu. Podobne zjawisko występowało na przełomie XIX i XX wieku – okresie istotnym dla formowania się kultury ludowej w takim kształcie, jaki znamy dziś z ekspozycji skansenowskich i działalności regionalnych zespołów folklorystycznych. To czas pouwłaszczeniowy, gdy mieszkańcy wsi zaczęli doceniać swą niezależność i tworzyć liczącą się siłę polityczną w postaci pierwszych partii chłopskich. Na ziemiach południowej Polski to także okres autonomii galicyjskiej, dającej większe niż w innych zaborach możliwości rozwoju narodowej i regionalnej tożsamości. Tetmajer związany był przez całe życie z Galicją, a zwłaszcza z Podhalem i Krakowem. Jego prywatne życie stało się tematem obyczajowej sensacji, gdy zdecydował się poślubić pochodzącą z chłopskiej rodziny Annę Mikołajczykównę z podkrakowskich Bronowic. Później jego przyjaciel, poeta Lucjan Rydel, ożenił się z siostrą Anny, Jadwigą. To właśnie wydarzenie stało się inspiracją dla symbolicznego dramatu „Wesele” autorstwa Stanisława Wyspiańskiego, innego wybitnego młodopolskiego artysty, a Włodzimierz Tetmajer został uwieczniony w dramacie jako Gospodarz. Obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem w ludowych strojach krakowskich namalowany został w 1916 roku i podarowany do kościoła parafialnego w Bronowicach Wielkich, prowadzonego przez franciszkanów. Dlatego właśnie przyjęła się na jego określenie nazwa Matka Boska Bronowicka (lub Bronowska). W owym czasie Bronowice Małe, miejsce zamieszkania Włodzimierza Tetmajera i jego rodziny, należały do parafii mariackiej w Krakowie, natomiast sąsiednie Bronowice Wielkie posiadały własną świątynię parafialną, do której uczęszczali wierni zarówno z Bronowic Wielkich jak i Małych. Dziś wizerunek ten zwany jest Opiekunką Małych Ojczyzn i otaczany czcią, podobno jednak na początku nie wzbudził zbytniego entuzjazmu wśród lokalnej ludności, a zwłaszcza duchowieństwa. Prawdopodobnie związane jest to z ukazaniem świętych postaci w sposób odmienny od powszechnie obowiązującego kanonu, w strojach ludowych. Jeśli jednak wnikliwiej przyjrzeć się dziejom sztuki sakralnej oraz różnym sposobom przedstawiania Maryi i świętych, okazuje się, że nie jest to pomysł ani szokujący, ani tym bardziej nowatorski. Niemal od początku kształtowania się chrześcijańskiej sztuki sakralnej widać w niej łączenie się dwóch pozornie sprzecznych dążeń: ukazania świętych postaci w ich chwale i majestacie, czemu służył określony kanon przedstawień odwołujący się do nieraz bardzo starych wzorów ikonograficznych, dotyczących także stroju, a z drugiej strony przybliżenie tych osób odbiorcy, uczynienie ich wizerunków bardziej „ludzkimi” i aktualnymi, czego wyrazem były przedstawienia Marii, Jezusa czy świętych w strojach z epoki, w której tworzył dany artysta. W sztuce sakralnej, głównie w obrazowaniu różnych scen biblijnych, pojawiały się także postacie (zwykle poboczne) w ówczesnych strojach ludowych. Jako przykłady mogą służyć polichromie w starych drewnianych kościołach wiejskich na terenie Polski i sąsiednich krajów, będące dziś interesującym źródłem przy odtwarzaniu wyglądu strojów ludowych w dawnych wiekach. Można też wspomnieć sztukę religijną związaną z działalnością misyjną, zwłaszcza w krajach azjatyckich – wizerunki świętych postaci odpowiadają wyglądowi lokalnej ludności i odziane są w tradycyjne szaty miejscowych kultur.

Bogusława Błażewicz

 

Krzesło
Nr inw. MNS KW 2641 EI/1454
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość całości 81 cm, wys. siedziska 44 cm; szer. siedziska – 44,5 cm (przód), 38 cm (tył); boki siedziska – 38,5 cm
Datowanie: 1. połowa XX wieku
Miejsce pochodzenia: Nowy Sącz (woj. małopolskie)

 Zwiedzając zamożną pogórzańską chałupę z Mszalnicy i przyglądając się jej wyposażeniu, możemy dowiedzieć się sporo o tradycyjnych wiejskich rzemiosłach, o pomysłowości dawnych rzemieślników oraz o wytworach ich rąk. W sieni znajdują się mechaniczne żarna na dwie korby – przykład ludowej wynalazczości oraz wózki powroźnicze – przenośne urządzenia do skręcania powrozów. W zimnej izbie urządzona została pracownia stolarsko-kołodziejska wyposażona w tokarki, warsztat stolarski, „dziada” – tradycyjną ławę do strugania, „kobylicę” do montowania kół oraz zestawy narzędzi używanych przez stolarza i kołodzieja. Przedmioty wytwarzane przez rzemieślników zajmujących się obróbką drewna stanowią znaczną część zwykłego wyposażenia wiejskich domów, są więc także w chałupie z Mszalnicy. To sprzęty, narzędzia i urządzenia używane w domowym gospodarstwie, naczynia klepkowe, ale także meble. Te ostatnie odznaczają się wielką różnorodnością i bogactwem form. Zwiedzając skansen widzimy zarówno bardzo proste sprzęty, nierzadko samorodne, a więc wykonane z wykorzystaniem naturalnego ukształtowania kawałków drewna, jak i przepięknie zdobione i dopracowane dzieła wykwalifikowanych warsztatów stolarskich. W chałupie z Mszalnicy interesującym przykładem wiejskiego meblarstwa jest stojące w alkierzu krzesło, jedno z trzech, które można znaleźć w tym domu. Wyróżnia się efektownymi ażurowymi zdobieniami oparcia oraz ciekawą, również ażurową konstrukcją siedziska o kształcie trapezu. Oparcie krzesła, zamocowane między dwiema esowato wygiętymi listwami – przedłużeniami tylnych nóg, składa się z dwóch równoległych deseczek o dekoracyjnie ukształtowanych krawędziach. Każda jest dodatkowo ozdobiona wycięciami o charakterystycznym kształcie fantazyjnie uformowanego półksiężyca (choć można się w nim dopatrywać podobieństwa do lecącego ptaka, a nawet nietoperza). Siedzisko natomiast wykonane jest z solidnych listewek, które na środku krzyżują się ze sobą, tworząc kratkę z grubymi „słupkami” i umieszczonymi między nimi cieńszymi „poprzeczkami”. Krzesło zwraca uwagę ciekawą, dekoracyjną formą. Zarazem jednak sprawia wrażenie mebla bardzo solidnego. Ma także pewną surowość linii i lekką asymetrię, wynikającą zarówno z ręcznego wykonania, jak i z wielu lat użytkowania, które wygładziły i przyciemniły drewno, zaokrągliły krawędzie, uwydatniły naturalne rysy i pęknięcia. Krzesła w wiejskich domach zagościły dość późno, dopiero na przełomie XIX i XX w. W dawniejszych czasach do siedzenia służyły różnego rodzaju ławy (można było na nich również spać). W niektórych starych budynkach zachowały się archaiczne ławy przyścienne, na stałe zamontowane wzdłuż ścian. Można je zobaczyć między innymi właśnie w chałupie z Mszalnicy, w kuchni. Od niepamiętnych czasów korzystano również ze stołków o różnorodnych formach. Ich najprostszym, a zarazem bardzo ciekawym rodzajem były samorodne sprzęty wykonane z kawałka pnia z zachowanymi fragmentami gałęzi służącymi jako nóżki. Najczęściej spotykane są stołki z kawałka deski służącego jako siedzisko, z osadzonymi od spodu nogami z drążków. Od kilku stuleci w wiejskich domach można było spotkać tzw. zydle. Są to stołki z oparciem, często bogato zdobione, z ozdobnie wycinanymi krawędziami lub dekoracją malarską. Jeśli mają oparcie, czym właściwie różnią się od krzesła? Zazwyczaj konstrukcja krzesła jest wzmocniona listwami tworzącymi ramę pod siedziskiem, często też dodatkowymi poziomymi listewkami łączącymi nogi. Również oparcie zwykle zamocowane jest na przedłużonych ku górze tylnych nogach. Rozmaitość konstrukcji krzeseł jest bardzo duża, stąd czasem trudno je odróżnić od zydla. Dawniej krzesła w wiejskich chałupach uznawane były za meble luksusowe. Na krześle siadał gospodarz oraz traktowani z szacunkiem goście, ustawiano je w izbie przy stole, gdzie jadano świąteczne posiłki. Z czasem sprzęty te stały się łatwiej dostępne dla mieszkańców wsi i stopniowo wypierały dawne ławy i zydle. Krzesła, podobnie jak inne meble, wykonywane były przez stolarzy. Co ciekawe rzemiosło to wyodrębniło się z ciesielstwa dopiero w średniowieczu, w związku z pojawieniem się nowych narzędzi pozwalających na bardziej precyzyjną obróbkę drewna. Cieśle zajmowali się budownictwem, natomiast stolarze przejęli wytwarzanie mebli i stolarki budowlanej (drzwi, okna, schody itp.). Na początku stolarze działali głównie w miastach. Znane było w Polsce kilka dużych ośrodków produkujących wysokiej jakości meble np. Gdańsk, Toruń, Elbląg czy Kolbuszowa. Na wsi stolarze pojawili się na przełomie XVIII i XIX w. Wcześniej mieszkańcy wsi wykonywali proste meble we własnym zakresie bądź korzystali z usług cieśli. Dopiero w XIX wieku, a zwłaszcza w okresie  pouwłaszczeniowym w wiejskich domach coraz powszechniej zaczęły pojawiać się bardziej „luksusowe” wyroby z drewna: dekoracyjna stolarka okienna czy drzwiowa oraz meble – malowane skrzynie, krzesła, ozdobne ławy z oparciami czy stoły na toczonych nogach albo o konstrukcjach nawiązujących do wzorów renesansowych, łóżka o ozdobnych zapleckach. Szafy na Sądecczyźnie pojawiły się dopiero w okresie międzywojennym, stopniowo wypierając dawne malowane skrzynie. Mieszkańcy wsi korzystali zarówno z usług lokalnych stolarzy prowadzących warsztaty w miastach, jak również stolarzy wiejskich. Taki właśnie warsztat można oglądać w chałupie z Mszalnicy, a stojące w sąsiednim pomieszczeniu krzesło stanowi piękny przykład kunsztu i solidności tych rzemieślników.

Bogusława Błażewicz

 

Kołowrotek i przęślica przysiadkowa
Nr inw. MNS KW 7052 EI/1450
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość kołowrotka: 99 cm, wysokość przęślicy: 54 cm, długość przysiadki: 74 cm
Miejsce pochodzenia: Mszalnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Jednym z ciekawszych sprzętów, stanowiących wyposażenie chałupy z Mszalnicy, jest znajdujący się w alkierzu  pionowy kołowrotek o napędzie nożnym wraz z przęślicą przysiadkową. Opisywane eksponaty z mszalnickiej chałupy pokazują, iż na Sądecczyźnie jeszcze w pierwszej połowie XX wieku pozyskiwano nici za pomocą tych starych w swym rodowodzie przedmiotów. Najstarszym narzędziem przędzalniczym, występującym już w prehistorii, było wrzeciono, które składało się z podłużnego kawałka drewna w kształcie iglicy, w którego dolnej części umieszczony był ciężarek zwany przęślikiem. Ułatwiał on ruch obrotowy, powodujący skręcanie się włókna i nawijanie przędzy. Narzędziem współpracującym z wrzecionem była przęślica, która miała różne formy. Na naszym terenie była to przęślica przysiadkowa z krężlem; składała się z dwóch elementów: drewnianego drążka, czasem pięknie toczonego, oraz również drewnianego „krężla” o wydłużonym stożkowatym kształcie, nałożonego na drążek. Na krężel nakładano surowiec włókienniczy, zwany powszechnie kądzielą. Drążek przęślicy mocowano do podłużnej deseczki – przysiadki, na której siadała prządka. Z założonej na przęślicę kądzieli prządka lewą ręką skubała pasemka włókien i skręcała, jednocześnie prawą wprawiała w ruch wrzeciono, które w miarę przędzenia opadało do ziemi. Następnie gotową nić nawijała na wrzeciono i powtarzała całą sekwencję ruchów. Udoskonaleniem przędzenia na wrzecionie był kołowrotek. Pierwotnie był to kołowrotek ręczny, natomiast od XVI wieku zastąpił go wynaleziony w Norymberdze kołowrotek o napędzie nożnym. Dzięki niemu można było jednocześnie prząść i nawijać nici. Często, tak jak w przypadku skansenowskiej chałupy z Mszalnicy, do przędzenia na kołowrotku używano również przęślice przysiadkowe. Wyprodukowane w ten sposób nici, zwinięte na motowidle w tzw. łokcie, zanoszono do wiejskiego tkacza, zwanego „knapem”, który na swym warsztacie tkackim produkował z nich materiał. Narzędzia do przędzenia znajdowały się w każdym wiejskim wnętrzu mieszkalnym. Produkcja przędzy była pracą sezonową wykonywaną głównie przez kobiety i znana była już od najdawniejszych czasów, co potwierdzają znaleziska archeologiczne. Podobnie jest z rodzajem wykorzystywanego surowca, którym były len, konopie oraz owcza wełna. Źródła pisane informują nas też, że obróbka włókna oraz tkanie płócien były jedną z form pańszczyzny nakładanej na chłopów w poprzednich stuleciach.

Kamil Basta

 

Karawan pogrzebowy
Nr inw. MNS KW 18989, EI/5488
Wymiary: wysokość: 221 cm, szerokość 128 cm, długość 325 cm

Na ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego znajduje się wiele przedmiotów wyjątkowych, nietypowych dla wiejskiej rzeczywistości kulturowej, aczkolwiek pojawiających się w niej, lub też przedmiotów związanych ze szczególnym czasem w życiu rodziny i społeczności, oderwanym od zwykłej codziennej rutyny. Do grupy takich eksponatów zdecydowanie należy karawan pogrzebowy. Karawan zwany również „wozem pogrzebowym” wykonany został z drewna. Ma cztery drewniane koła, z których tylne są większe. Ramy i krawędzie całej konstrukcji wycięte są w dekoracyjny sposób. Cały powóz jest w brązowym kolorze. Przestrzeń, w której umieszczana była trumna ze zmarłym, składa się z czterech ścian, z których trzy są przeszklone. Widoczne w nich są ozdobne firanki z napisem „Spoczywaj w pokoju”. Spód wozu zdobią malowane wzory w postaci dwóch palm skrzyżowanych ze sobą końcami. Dach powozu wieńczy drewniany krzyż. Na przodzie ozdobna ławka przeznaczona dla woźnicy. Karawany służące do transportu zmarłego z domu do kościoła parafialnego i dalej na cmentarz częściej występowały w miastach i miasteczkach Galicji niż na wsi. Jednakże zdarzało się, iż zamożny gospodarz wynajął z miejskiego domu pogrzebowego taki powóz, podnosząc tym samym rangę i wyjątkowy charakter ostatniej drogi swojego zmarłego krewnego. Powszechnie na wsi używano w tym celu zwykłego drewnianego wozu wyściełanego sianem. Ostatnie chwile zmarłego na świecie, a także odprowadzenie go na miejsce wiecznego spoczynku związane było z licznymi zwyczajami, zakazami, nakazami i wyjątkowymi zachowaniami. Do momentu pogrzebu życie domowników nabierało innego charakteru, a wszystkie czynności koncentrowały się wokół godnego pożegnania zmarłego i zapewnieniu jego duszy szczęśliwego przejścia na tamten świat. Część z nich służyła także ochronie domowników i całego dobytku przed szkodliwą siłą nieboszczyka, której się obawiano. Fakt ten wynikał ze szczególnej wiary, zgodnie z którą dusza zmarłego przez trzy dni, a dokładniej do momentu pogrzebu, przebywała pomiędzy domownikami. Zatem osoba zmarła znajdowała się na granicy dwóch światów, nie należała już do fizycznego świata żyjących, jednakże zarazem jej dusza nie była pełnoprawnym członkiem świata transcendentnego. Aby umożliwić duszy zmarłego odejście rodzina i sąsiedzi zbierali się wieczorami na wspólnej modlitwie tzw. „Różańcu”, podczas którego odmawiano właśnie różaniec, poza tym litanie i śpiewano rozmaite pieśni żałobne. Spotkaniom tym przewodniczyła osoba o pięknym, silnym głosie tzw. „przewodnik” lub „śpiywok”. Kiedy ciało zmarłego przebywało w domu, zasłaniano lustra, zatrzymywano zegary, nie wykonywano głośnych prac, tak aby nie zakłócać jego spokoju. Kiedy wyprowadzano zmarłego z domu do kościoła, uderzano trumną trzykrotnie o próg budynku, co było symbolicznym pożegnaniem z domem. W tym czasie domownicy wywracali ławy i krzesła, tak aby dusza nie „zasiedziała” się w tym miejscu. Wierzono również że dusza zmarłego uczestniczy w pogrzebowym kondukcie. Miała siedzieć w tym czasie na trumnie lub podążać za wozem ze swymi doczesnymi szczątkami. Niejednokrotnie kondukt szedł wolniej, tak aby dusza mogła za nim nadążyć. Istniało przekonanie, że po dopełnieniu wszystkich modlitw i nakazanych czynności  więzy duszy z tym światem rozwiązują się i trafia ona do innej rzeczywistości, dzieje się to w momencie, kiedy pierwsza grudka ziemi zostaje rzucona na trumnę.

Kamil Basta

Multimedia


 
Kostenlose App VisitMałopolska herunterladen
 
Android
Apple iOS
Windows Phone
<
>
   

Verknüpfte Assets