Chałupa z Wierchomli Wielkiej

Drewniane, okrągłe sito wiszące na ścianie.

Sito „trzajniak”
Nr inw. MNS KW 5032, EI/684
Datowanie: początek XX w.
Wymiary: wys. 20 cm, średnica 65 cm
Pochodzenie: Łomnica-Zdrój (powiat nowosądecki, woj. malopolskie)

W półmrok sieni chałupy z Wierchomli, pomiędzy różnymi sprzętami gospodarskimi, wtopione jest wiszące na ścianie, charakterystyczne sito o dużych „oczkach”, tzw. trzajniak.  Sita i przetaki, niezbędne przedmioty codziennego użytku, w zależności od gęstości splotu siatki służyły do przesiewania mąki lub czyszczenia zboża. Opisywane sito służyło do oddzielania grubych odpadów od ziarna. Często pozyskiwane w ten sposób resztki kłosia młócono ponownie cepem, aby wydobyć tkwiące w nich jeszcze pojedyncze ziarna. Ten z pozoru prosty przedmiot powstawał w trzech etapach: poprzez produkcję siatek zwanych płócienkami, produkcję drewnianych obręczy tzw. łub oraz montaż tychże skonstruowanych elementów. Łuby robiono z dartych desek, które obrabiano i wyrównywano ośnikami na drewniane cienkie pasy. Gładkie, oszlifowane pasy zaparzano w gorącej wodzie, a następnie gięto okręcając po kilka wokół słupa o średnicy odpowiadającej wielkości sita. Siatki wyrabiano z włosia końskiego, łyka lub „łoziny” stosując różne techniki plecionkarskie. Rzemiosło związane z wyrobem sit zwane jest sitarstwem i co ciekawe, za jego stolicę uznaje się Biłgoraj. Pierwsi sitarze pojawili się w Biłgoraju i okolicy w XVI wieku, zaraz po założeniu miasta, a pierwszy cech sitarski powstał prawdopodobnie w pierwszej połowie XVII wieku. Na rozwój tej profesji wpłynęły doskonałe warunki środowiskowe w postaci bagiennych i lesistych terenów wokół Biłgoraju, które dostarczały niezbędnych materiałów do produkcji łub i siatek. Według Oskara Kolberga, w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, sitarstwem zajmowało się 1800 mężczyzn i 1200 kobiet, a więc prawie cała ludność Biłgoraja. Nawet młode dziewczęta, od ósmego roku życia, angażowały się w pracę nad wyrobem sit. Wyrobem sit zajmowano się najczęściej zimą, wiosną natomiast wędrowni sitarze wyruszali w drogę, aby sprzedać swoje wyroby. Podczas podróży handlowych docierali w głąb Cesarstwa Rosyjskiego, do Galicji i dalej na tereny Czech, Austrii i Węgier. W ten sposób pojawiający się na jarmarkach czy w obrębie wiejskich zagród wędrowny sitarz otoczony był aurą obieżyświata, który oprócz sit przywoził garść informacji z „wielkiego świata”.

Kamil Basta

 

Pochewka na osełkę
Nr ew. MNS KW 3209, EI/2239
Wymiary: długość: 22,7 cm, owal z uchwytem max szerokość: 7,5x 6,5 cm
Materiał: drewno
Pochodzenie: Złotne (powiat nowosądecki, woj. małopolskie)

Na jednej ze ścian w sieni chałupy z Wierchomli zawieszony został niewielki przedmiot. Był on bardzo potrzebny w życiu naszych przodków. Jest nim „kózka”, czyli drewniana pochewka na osełkę. Osełka wykonana była z piaskowca i ostrzono nią kosę. Podłużna kózka została wydłubana z jednego kawałka drewna. Ząb czasu oraz częste użytkowanie spowodowały liczne, głębokie pęknięcia na jej powierzchni. Aby uniknąć zupełnego zniszczenia pochewka została dodatkowo wzmocniona drutem. Żaden z kosiarzy nie wyobrażał sobie wykonania swojej pracy bez kózki z osełką. A „siekło się” niegdyś bardzo często. W okresie letnim przy sprzyjających warunkach pogodowych kilkakrotnie organizowano sianokosy. Oprócz tego regularnie koszono trawę dla poszczególnych zwierząt w gospodarstwie. Końcówka lipca upływała dodatkowo pod znakiem żniw. Na Sądecczyźnie zboża koszono kosą zaopatrzoną w charakterystyczne „grabki”. Były to drewniane zęby przymocowane do kosiska. Dzięki nim skoszone zboże nie kładło się, lecz układało w pożądany przez żniwiarzy sposób. Przed przystąpieniem do pracy kosę trzeba było starannie „wyklepać”. Posługiwano się w tym celu młotkiem i niewielką metalową podstawką nazywaną „babką”. Unikano robienia „diabłów”, czyli wszelkich nierówności na płaszczyźnie kosy. Podczas sianokosów kosę trzeba było naostrzyć przed każdym rozpoczętym pokosem. Kamienna osełka cały czas spoczywała w kózce napełnionej wodą. Każda pochewka, tak jak ta z naszej ekspozycji, posiadała niewielki, kilkucentymetrowy uchwyt, dzięki czemu kosiarz mógł ją sobie zahaczyć o pasek u spodni. Kosa szczególnie tępiła się, kiedy kosiarz natrafił ostrzem na ukrytą w trawie kretówkę. Pośród różnych kózek znajdujących się w skansenie, niektóre oprócz funkcji praktycznych zaspokajały również potrzeby estetyczne. Wiele z nich posiada różnego rodzaju ozdoby jak np. rzeźbione geometryczne motywy. Co ciekawe, spotkać można było kózki zrobione z pustego, krowiego rogu. Są one doskonałym przykładem chłopskiej pomysłowości. Świadczą również o tym, że wszystko w gospodarstwie znajdowało swoje zastosowanie. Wiele przedmiotów zyskiwało swoje „drugie życie”.

Kamil Basta

 

Stołek samorodny
Nr inw. MNS KW 5111, EI/676
Materiał: drewno jodłowe
Wymiary: dł. 41 cm, wys. nóżek 31 cm
Datowanie: okres międzywojenny
Miejsce pochodzenia: Łomnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Wykonawca: Piotr Dziedzina

Na ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego można zobaczyć liczne meble i sprzęty domowe charakteryzujące się wysoką jakością wykonania, pięknym zdobnictwem czy pomysłowymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi. Znajdują się one nie tylko we dworze, w szkole czy w zamożnych zagrodach, ale też w wielu innych chałupach, nawet tych mniej zamożnych. Są to m.in. malowane (lub starsze, ryzowane) skrzynie, ozdobne kredensy i półeczki na naczynia, krzesła i zydle stolarskiej roboty, stoły i ławy z rzeźbionymi lub toczonymi elementami, dekoracyjnie toczone przęślice lub kołowrotki, łóżka o ozdobnych zapleckach. Wszystkie świadczą o staranności i poczuciu estetyki ich wykonawców oraz użytkowników. Nieco w cieniu tych efektownych wyrobów pozostają sprzęty skromniejsze, prostsze, nieraz na pierwszy rzut oka wręcz prymitywne. Także i one są warte naszej uwagi, gdyż za prostą formą kryje się często ciekawy pomysł i funkcjonalność. Wśród wyżej wymienionych na uwagę zasługują zwłaszcza sprzęty określane jako „samorodne”. Cóż zatem oznacza ten termin? Chyba najbardziej wyrazistym przykładem samorodnego mebla jest stołeczek znajdujący się w łemkowskiej chałupie z Wierchomli Wielkiej. Odnajdziemy go w dymnej kuchni czyli tzw. „pekarni”, przy „stulcu” – niskiej ławie do spożywania codziennych posiłków. Stoi tam wraz z dwoma innymi skromnymi i niskimi stołeczkami. Te dwa stołki mają proste nogi z kołków osadzonych w wycięciach siedzisk – jedno siedzisko jest z kawałka drewna wyciętego w siodełkowaty kształt, drugie z prostej deski. W przeciwieństwie do nich opisywany stołeczek zrobiony został z jednego kawałka jodłowego drewna. To w istocie po prostu wąski, okorowany fragment pnia, z jednej strony przyciosany do równa (ta część służy jako siedzisko), z drugiej – z zachowanym trzema kawałkami gałęzi, przyciętymi w ten sposób, że tworzą nogi. To właśnie oznacza „samorodność” – wykonanie sprzętu z naturalnie uformowanego kawałka drewna, przy wykorzystaniu właściwych mu kształtów i rozgałęzień, z obróbką ograniczoną do niezbędnego minimum jedynie po to, by dostosować taki kawałek drewna do jego nowej funkcji. Pomysł wydaje się prosty i praktyczny, wystarczy przyciosać kawałek pnia i stołek gotowy! Nie potrzeba wycinać deski lub drążyć siedziska, robić w nim otworów i mocować w nich nóg, które należy wykonać osobno. Ot, proste obrobienie kawałka drewna, i nic poza tym, ale nawet jeśli samej pracy w nim niewiele to bardzo ważny jest zamysł, plan i świadomość materiału. Trzeba wiedzieć, jakie drewno będzie odpowiednie do wykonania naszego mebla, jak wykorzystać naturalne połączenia, aby były jak najmocniejsze, jak przyciąć i obrobić wybrany fragment, by spełniał swą funkcję. W ten sposób w gospodarstwach wiejskich wykonywano wiele przedmiotów, nie tylko proste meble lub ich części, ale także narzędzia rolnicze czy różnorodne sprzęty używane w gospodarstwie domowym. Czasem przedmiot był wykonany w całości z jednego kawałka drewna, bardzo oszczędnie obrobionego (opisywany stołeczek, ale też np. widły), albo tylko jego część (drabina z rozwidlonego pnia drzewa z wprawionymi szczeblami z desek, można oglądać ją w chałupie z Gostwicy; stołek z okrągłym siedziskiem zamocowanym na nogach z naturalnie uformowanego pieńka w chałupie z Królowej, jak również części pługów czy innych narzędzi, np. kobylicy kołodziejskiej). Mimo że samorodne sprzęty są bardzo proste, stanowią znakomity przykład ludzkiej pomysłowości, zaradności i wyobraźni.

Bogusława Błażewicz

 

Ława „stulec”
Nr inw. MNS KW 5094, EI/677
Wymiary: wys. 49 cm, dł. deski 68,5 cm, szer. 30,5 cm
Pochodzenie: Łomnica Zdrój (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Datowanie: początek XX w.
Materiał: drewno bukowe

W kuchni łemkowskiej chałupy z Wierchomli nie tylko przygotowano na co dzień posiłki, ale także je spożywano. Służyła do tego niewielka drewniana ława, zwana potocznie „stulcem”. Ława wykonana z drewna bukowego ma postać prostokątnej deski, pod spodem zaopatrzonej w dwa podłużne zgrubienia. Nazywane są one „spongami”. W nich wywiercono otwory, w które umocowano cztery nóżki. Nóżki są graniaste i stoją ukośnie. Co na takiej ławie podawano niegdyś do jedzenia? Żeby poznać jadłospis chłopów sprzed wieku najpierw musimy odrzucić fałszywe wyobrażenia na temat wiejskiej kuchni. Wszelkie wymyślne potrawy, obfitujące w dużą ilość mięsa nie są tradycyjne. Podczas różnych festiwali kulinarnych pojawiają się potrawy nazywane tradycyjnymi. W rzeczywistości nigdy nie pojawiały się na chłopskim stole. Co zatem jedzono? Oto przykładowy posiłek średniozamożnej rodziny chłopskiej, spożywany jesienią. Na śniadanie bryja. Był to specyficzny posolony „kisiel”. Zrobiony był z mąki pszennej dodanej do uprzednio zagotowanej wody. „Bryję” zalewano czasem słodkim mlekiem. Na obiad podawano gotowaną kapustę z grochem i chlebem. Niekiedy do kapusty dodawano „spyrkę”, czyli słoninę. Podwieczorek nazywano „juzyną”. Często była to bryja ze śniadania. Na kolację spożywano gotowane ziemniaki maszczone masłem z kwaśnym mlekiem. Posiłek zawsze rozpoczynał ojciec jako głowa rodziny. Warto dodać, że niegdyś spożywano z jednej miski. Być może stąd wzięło się powiedzenie, aby nie gadać przy jedzeniu. Każdy kto zajmował się rozmową był wyprzedzany przez pozostałych domowników w opróżnianiu miski. Po zakończonym posiłku stulec wraz z ławeczkami odkładany był na bok, a domownicy powracali do swoich obowiązków.

Kamil Basta

 

Kołyska
Nr inw. MNS KW 4980, EI/680
Materiał: drewno sosnowe
Wymiary: długość 84 cm, szerokość 38 cm, wysokość 25 cm
Miejsce pochodzenia: Łomnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W łemkowskiej chałupie z Wierchomli, w pomieszczeniu po lewej stronie sieni, czyli kurnej kuchni nazywanej „pekarnią”, nad łóżkiem zawieszono kołyskę. To prosta kolebka skrzynkowa, zbita z sosnowych desek pokrytych brązową farbą pokostową. Do powały została zamocowana na czterech sznurach, tak by można ją było swobodnie kołysać. Konstrukcja dna, z nawierconymi małymi otworami, pozwalała pozbyć się wilgoci z wypełniającego kolebkę siana. W tradycyjnej społeczności wiejskiej dziewczyna wychodząc za mąż niejednokrotnie dostawała w posagu kołyskę (a także łóżko, albo przynajmniej „bebechy”, czyli pierzynę, pościele, jaśki i zagłówki). Niemowlę, odbierane przez wiejską babkę-akuszerkę, tzw. „krajcbabkę”, najczęściej przychodziło na świat w domu, w łóżku, a to jak mebel został wykonany, mogło mieć wpływ na przebieg porodu. Uważano, że: „Jeżeli kobieta już dłuższy czas męczy się porodem, należy ją przenieść na inne łóżko, gdyż stolarz przy robocie mógł się przypadkowo zranić i łóżko krwią zafarbić, co bardzo szkodzi lekkiemu porodowi. Najlepiej jednak położyć chorą na równianą słomę na ziemi”. Po pierwszych dniach spędzonych bezpiecznie przy boku matki, dziecko przenoszono do kołyski, w której podścielano siano przykryte prześcieradełkiem ze szmatki i nakrywano piernacikiem. Kołyska mogła być osadzona na biegunach albo podwieszona do sufitu. Najlepiej było ją zrobić z drewna lipowego (lipa była drzewem świętym, kojarzonym z Matką Boską, a więc z macierzyństwem, ochroną i bezpieczeństwem). W takiej kolebce dziecko spało spokojnie, ale i tak trzeba było uważać, żeby na maleństwo nie padały promienie księżyca, bo mogłoby zostać miesięcznikiem, czyli lunatykiem. Mówiono też, że „niedobrze jest kołysać próżną kołyskę lub siadać na niej, bo by się dziecku sen odebrało, a kołysząc próżną kołyskę kołysze się diabła”. Żeby ustrzec dziecko przed urokami wiązano przy kołysce czerwoną tasiemkę (wzrok osoby zdolnej do rzucania uroków najpierw padał na tasiemkę, co rozładowywało jego złą moc). Nieraz okres niemowlęctwa był jedynym czasem, kiedy miało się tak komfortowe miejsce do spania. Później spało się tam,  gdzie było miejsce: „Na podłodze spały, na pościeli spały. Kabatami się sprzykrywały. Nie było kołdrów ani pierzyn. Jak ktoś był biedny, to na podłodze rozścielały wiązkę słomy, bez zagłówka, kabat pod głowę i tak się spało”. Dzieci spały zazwyczaj w nogach łóżka rodziców czy dziadków. W bogatszych domach łóżeczko dziecinne mogło mieć formę niskiej skrzyni na kółkach, wysuwanej na noc spod łóżka rodziców. Domowy drobiazg sypiał też na zapiecku (czyli części pieca), często dzieląc to ciepłe miejsce z najstarszym domownikiem. Spać można było na ławie przyściennej albo w „szlabanku” („ślufanku”), czyli specjalnej ławce z oparciem i wysuwaną skrzynią, w której mieścił się siennik albo słoma. Najczęściej w „ślufanku” spały dzieci, często kilkoro. Do spania nadawały się też stojące w izbie skrzynie, na których na noc rozścielało się kożuch, starą gurmanę czy kabat. Spać trzeba było z podkurczonymi nogami. Często to przyzwyczajenie z dzieciństwa zostawało na resztę życia, nawet jeśli w wieku młodzieńczym dostawało się do spania wyrko, czyli proste łóżko podwieszane w stajni albo w kuchni przy krowach. Na takich wyrkach sypiali najczęściej chłopcy najmowani na  parobków i synowie gospodarzy, którzy mieli doglądać zwierząt. W cieplejsze pory roku młodzież szła spać na strych. Łóżka mogły być różne. Najprostszym meblem był tzw. „wyrek”, czyli łóżko bez zagłówków, zbite z desek. Na takim wyrku, w zamożniejszych domach stojącym w kuchni, mogła spać dziewczyna najęta na służbę albo dorastające córki gospodarzy. Izbę i alkierzyk meblowano porządniejszymi łóżkami, stolarskiej roboty, z zagłówkami, które często były ozdobnie profilowane. Na łóżku rozścielano słomę, którą nakrywano płachtą z grubego domowego płótna i pierzyną. Na dzień pierzynę odgarniano do połowy łóżka, a widoczną część płachty „dla parady” nakrywano białym, cienkim płótnem. Dla powiększenia powierzchni do spania do łóżka można było dosunąć ławę z przerzucanym oparciem. Także kres życia często spotykał człowieka w łóżku. Wierzono, że przy łożu konającego zjawia się śmierć, której często towarzyszą diabeł i anioł, by rozliczyć umierającego z dobrych i złych uczynków. Zdarzało się, że starsi ludzie prosili, by w chwili konania ułożyć ich na podłodze, gdyż nie są godni umierać na łóżku, skoro Chrystus umierał na krzyżu. Podobnie jak w przypadku porodu, osobę która „miała ciężkie konanie” kładziono na równianej słomie, co według dawnych przekonań pomagało duszy wyjść z ciała.

Joanna Hołda

 

Forma do wyplatania rękawic
Nr inw. MNS KW 2637, EI/656
Materiał: drewno bukowe
Wymiary: deseczka na dłoń 35 x 12 x 15,5 x 10 cm, deseczka na palec 28 x 5 x 12 x 4,5 cm
Miejsce pochodzenia: Łącko (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W kuchni w chałupie z Wierchomli Wielkiej, na żerdce wiszą dwie pary grubych, wełnianych rękawic z jednym paluchem. Zostały uplecione na drewnianej formie, tzw. desce, jaką można zobaczyć na półce w sąsiadującej z kuchnią komorze. Forma do plecenia rękawic to niezwykle proste i funkcjonalne narzędzie, znane w całym regionie oraz szerzej na góralszczyźnie karpackiej i Podkarpaciu. Składa się z dwóch części wyciętych z bukowego drewna w kształcie dłoni i dużego palca. Na kołki nabite w owalnej podstawce oraz nacięcia w górnej krawędzi łukowato zakończonej większej deseczki naciągano dratwę tworzącą nitki osnowy. Między nimi przeplatano wątek z krótkich kawałków wełny. Często były to resztki wełnianej przędzy, które odbierano od tkacza wraz z gotowym samodziałem albo odpady pozostałe przy przędzeniu. Wełnę przeplatano palcami lub drewnianą albo metalową iglicą. Kawałki włóczki były krótkie, zazwyczaj różnokolorowe, więc często je łączono, wyplatając geometryczne wzory. Dodatkowo końcówki wiązanych nici tworzyły od środka rodzaj włóczkowego „baranka” ocieplającego rękawicę. Także dolna krawędź łapy była wykończona włóczkową oprymą, powstałą ze związanych końcówek nici. W podobny sposób, na oddzielnej, mniejszej formie wyplatano paluch, który doszywano do łapy. Rękawice były bardzo grube i ciepłe, zabezpieczały doskonale przed największych mrozem. Doskonale nadawały się do zimowych prac polowych, np. młócki, zrywki drewna czy powożenia, czyli furmanienia, stąd określenie rękawice furmańskie. Dla wygody rękawice noszono na sznurku przeciągniętym przez rękawy kożucha. W ostre zimy rękawice „na desce” zakładano do stroju wyjściowego. Najbogatsi gospodarze zamawiali u kuśnierzy rękawice kożuszane z baranich skórek, niekiedy zdobione. Mimo że technika stosowana przy wyrobie rękawic dotyczy obróbki włókna, a przy jej opisie używa się określeń kojarzonych z tkactwem (nitki wątku i osnowy), zalicza się ją do technik plecionkarskich. Między nitkami osnowy nie powstaje charakterystyczny dla tkactwa ziew, czyli przesmyk, przez który przeciąga się nitki wątku. Dodatkowo, w odróżnieniu od tkactwa, wątek nie jest ciągły. Plecenie polega na krzyżowaniu (przeplataniu) wzdłużnych i poprzecznych nitek. Technika ta, będąca pierwowzorem tkactwa, była stosowana przede wszystkim przy wyplataniu naczyń i koszy z wikliny. Do 2. dekady XX w.ieku rękawice „na desce” były robione w wiejskich domach na własny użytek, z czasem zastąpiły je rękawice dziergane na drutach. Do niedawna tą starodawną techniką wyrobu rękawic posługiwali się jeszcze rzemieślnicy z Piwnicznej, m.in. Władysław Polański (1929-2009) i Michał Nakielski (1933-2020).

Joanna Hołda

 

Ława z przerzucanym oparciem
Nr inw. MNS KW 5420, EI/645
Materiał: drewno
Wymiary: dł. 155 cm, wys. 47,5 cm, wys. z oparciem 80 cm, szer. 31 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Wierchomla (woj. małopolskie, pow. nowosądecki)

Wędrując po ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego warto zwrócić uwagę na różnorodne i ciekawe umeblowanie dawnych wiejskich chałup. Gdyby spojrzeć na ludowe meble od strony ich funkcji, mogłyby wydawać się skromne i niezbyt zróżnicowane. W domach na terenie skansenu można zobaczyć meble służące do spania, siedzenia, spożywania posiłków, przechowywania różnych przedmiotów. Są to łóżka lub proste wyrka, stołki, zydle, krzesła, stoły i stoliki, skrzynie i kufry, półki i szafki (duże szafy na odzież zaczęły się pojawiać w wiejskich domach na Sądecczyźnie dopiero w okresie międzywojennym). Niektóre, jak na przykład ławy, pełniły różne funkcje – można było na nich spać, siedzieć, a na niewielkich ławach przypominających stoliki spożywano też codzienne posiłki. Jeśli natomiast przyjrzymy się formie wiejskich mebli, to uderza ich różnorodność, bogactwo konstrukcji, kształtów i pomysłowych rozwiązań, mimo, że surowiec był jeden: drewno. Przykłady ciekawych mebli ludowych można zobaczyć w dymnej chałupie łemkowskiej z Wierchomli Wielkiej. W kuchni (tzw. „pekarni”) znajduje się „miśnik” czyli niewielki kredens na naczynia, pośrodku stoi „stulec” – ława, na której stawiano wspólną miskę z codziennym posiłkiem, przy niej stołki (wśród nich samorodny stołeczek z jednego kawałka drewna), nad łóżkiem wisi na sznurkach kołyska. Po drugiej stronie sieni, w „świtłyci” (izbie reprezentacyjnej) znajdziemy dwie malowane skrzynie wianne oraz niewielką, bardziej archaiczną skrzynkę ryzowaną, ławy z desek okalające piec a także piękny stół konstrukcji deskowo-policzkowej nawiązujący stylem do mebli z okresu renesansu. Między stołem a łóżkiem stoi ława. Posiada podłużne siedzisko z deski osadzonej na czterech nogach z kołków oraz oparcie z ozdobnie wycinanych płaskich szczebelków osadzonych pomiędzy dwiema poziomymi listwami. Na pierwszy rzut oka ława przypomina inne tego rodzaju meble ze zbiorów skansenu. Dopiero gdy przyjrzymy się sposobie zamocowania oparcia, dostrzeżemy pewne interesujące szczegóły. Zazwyczaj w ławach oparcie przytwierdzone jest przy tylnej krawędzi siedziska, często osadzone pomiędzy przedłużonymi ku górze końcami tylnych nóg. W przypadku ławy w chałupie z Wierchomli po bokach górnej powierzchni siedziska umieszczone są krótkie, profilowane listwy, połączone pod kątem prostym z takimi samymi elementami wystającymi prostopadle z bocznych szczebli siedziska. Połączenia te mają okrągły kształt i kiedy przyjrzymy się im dokładniej, okazuje się, że są ruchome. Dzięki temu oparcie można podnieć i przekręcając na tych okrągłych przegubach, przerzucić symetrycznie na drugą stronę siedziska. Ciekawe rozwiązane konstrukcyjne, jakie jednak może mieć cel? Rozwiązanie jest bardzo proste – w dzień ława służyła do siedzenia przy stole, na noc, przerzucając oparcie, zyskiwało się dodatkową przestrzeń do spania przy łóżku, bez konieczności obracania całego mebla w ciasnym pomieszczeniu zastawionym innymi sprzętami. To pomysłowe rozwiązanie nie jest wynalazkiem jakiegoś lokalnego stolarza z początki XX wieku, lecz jak się okazuje, znane było już wiele stuleci temu. Podobnie jak stojący obok łemkowski stół nawiązujący do tradycji meblarstwa renesansowego, tak i ława z przerzucanym oparciem jest przykładem zjawiska zwanego „opadem kulturowym” – kiedy pewne wzory wychodzą z mody wśród wyższych warstw społeczeństwa, jeszcze kilka stuleci później spotykane są wśród warstw niższych. Różnego rodzaju ławy z oparciami znane są w meblarstwie od wieków, natomiast w polskim meblarstwie ludowym rozpowszechniły się prawdopodobnie w XVIII wieku. Szczególnym rodzajem tych sprzętów są właśnie ławy z przerzucanym oparciem. W polskiej tradycji ludowej znane były przede wszystkim na wschodnim Mazowszu, Podlasiu, w okolicach Radomska i Sieradza oraz na Orawie. Występowały również w innych częściach Karpat – np. na Łemkowszczyźnie (jak w przypadku ławy z Wierchomli), a także na Warmii i Mazurach. Tego rodzaju meble występowały w zachodniej i północnej Europie już w średniowieczu – zazwyczaj siadywano na nich przy kominku. Po raz pierwszy skonstruowano je prawdopodobnie w Niderlandach na pocz. XV wieku. Popularna była zwłaszcza w domach zamożnego mieszczaństwa. Na początku istniały różne wersje mechanizmu obracania oparcia, np. metalowy pręt – oś lub przegub umieszczony przy górnej krawędzi. Z czasem najbardziej rozpowszechniła się wersja z nisko umieszczonymi przegubami, jako najwygodniejsza. Niderlandy przodowały wówczas w rozwoju handlu oraz różnych rzemiosł, w tym także stolarstwa, a tamtejsze wzorce wędrowały później po całej Europie. Nie inaczej było z ławami o przerzucanych oparciach. Przez Niemcy (gdzie były to meble mieszczańskie) i Austrię (tam szybko rozpowszechniły się na wsi) ławy te już w XV wieku dotarły do Polski. Widać ją na przykład na jednej z ilustracji w Kodeksie Baltazara Behema z 1505 roku przedstawiającej warsztat szewski, gdzie stoi ona pod ścianą. Ławy te dotarły także do takich krajów, jak Hiszpania, Włochy, Francja, kraje skandynawskie, Rosja, Czechy, Węgry, Rumunia czy Chorwacja.

Bogusława Błażewicz

 

Stół
Nr inw. MNS KW 5051, EI/2250
Wymiary: wys. 85,3 cm, wymiary blatu: 190,5 x 84,4 cm
Datowanie: koniec XIX w.
Pochodzenie: Polany (powiat nowosądecki, woj. małopolskie)

Jednym z ciekawszych eksponatów, znajdujących się w łemkowskiej chałupie z Wierchomli jest okazały stół ulokowany w izbie reprezentacyjnej, tak zwanej „świtłyci”. To ciekawe, że w tak trudnodostępnych, górskich miejscowościach napotkać można było takie perełki! Stół wysoki jest na blisko 85 cm, a wymiary blatu wynoszą około 190 cm na 84 cm. Jego wyjątkowość polega na nietypowej konstrukcji policzkowej, wzorowanej na stylowych stołach gotyckich i renesansowych, zwanych także stołami włoskimi lub licowymi. Stoły policzkowe w poprzednich wiekach modne były w wyposażeniu wnętrz warstw wyższych, następnie w XIX stuleciu stopniowo tracąc na popularności zaczęły pojawiać się w wiejskich chałupach. Zjawisko, które ilustruje opisywany stół, nazywa się opadem kulturowym. Podstawę stołu policzkowego stanowią pionowe grube deski zwane policzkami, o ozdobnie profilowanych krawędziach, często osadzone na płozach. Policzki w połowie wysokości połączone były jedną lub dwiema listwami rozporowymi, zaklinowanymi po zewnętrznej stronie nóg. W przypadku skansenowskiego stołu policzki mają profilowane krawędzie od zewnątrz ozdobione płaskorzeźbionym wzorem geometrycznym, a połączone są trzema ozdobnymi elementami wyciętymi w gzymsy, z czego jeden z nich wycięty jest w charakterystyczny sposób, tzw. „ośli grzbiet”. Dodatkowo stół posiada dwie szuflady, z których jedna posiada szyld zamka z okrągłej blaszki, z dziurką od klucza umieszczoną asymetrycznie z prawej strony. Stół umieszczony został w „świytłyci” w nieprzypadkowy sposób, bowiem z pozostałymi przedmiotami tworzy starszy układ wyposażenia wnętrza, zwany w literaturze etnograficznej układem diagonalnym. Polega on na usytuowaniu po przekątnej pieca oraz stołu otoczonego ławami. Ponad stołem zawieszane były obrazy o tematyce religijnej oraz inne przedmioty o charakterze kultowym. Co ciekawe opisywany stół mieszczący się w izbie służył domownikom podczas szczególnych okazji. Posiłek spożywano przy nim jedynie w wyjątkowych okolicznościach, takich jak na przykład wieczerza wigilijna. Przy tym stole podejmowano poczęstunkiem także gości, którym gospodarze pragnęli okazać szczególny szacunek. Codzienne posiłki domownicy spożywali na niskiej, szerokiej ławie, zwanej „stulcem”, która znajdowała się w kuchni. Związane to było między innymi z tym, że dawniej jadano z jednej miski, do której łatwiej było sięgnąć siedząc przy niskiej ławie, niż przy wysokim i szerokim stole. Interesującą kwestią jest fakt, na który uwagę zwrócił Roman Reinfuss, iż do początków XX wieku na Łemkowszczyźnie występowały również stoły z kamiennymi blatami. Wyciosany z piaskowca blat położony był na słupkach wbitych w podłoże, lub też płytę umieszczano na przenośnych podstawach drewnianych. Ten typ konstrukcji stołu, uznawany za najstarszy, utrzymał się długo na Łemkowszczyźnie najprawdopodobniej dzięki miejscowym, prężnym ośrodkom kamieniarskim w Bodakach i Bartnem koło Gorlic.

Kamil Basta

 

Oleodruk „Święty Mikołaj Cudotwórca”
Nr inw. MNS KW 10856, EI/2252
Materiał: papier, druk barwny, drewno
Wymiary z ramą: 58,1 x 46,5 cm, w świetle ramy: 49 x 37,3 cm
Datowanie: 1. połowa XX w.
Miejsce pochodzenia: Marcinkowice (woj. małopolskie, pow. nowosądecki)

W łemkowskiej chałupie z Wierchomli Wielkiej zwraca uwagę rząd obrazów religijnych – barwnych oleodruków umieszczonych w izbie („świtłyci”) na ścianie naprzeciwko wejścia, pod samym stropem. Wśród różnorodnych wizerunków znajduje się obraz przedstawiający świętego Mikołaja. Oleodruk ten nie odbiega stylem i kompozycją od wielu innych tego rodzaju wyobrażeń przeznaczonych dla wyznawców obrządku wschodniego. Główne przedstawienie umieszczone jest w szerokim obramowaniu stylizowanym na architekturę cerkiewną, z małymi wizerunkami świętych w „oknach” po bokach i zwieńczonym siedmioma wieżami nakrytymi cebulastymi hełmami. W dolnej części umieszczony jest podpis cyrylicą: „Св. НиколайЧудотворецъ” („św. Mikołaj Cudotwórca”). Święty ukazany został na złocistym tle, frontalnie i w półpostaci, z wizerunkami Chrystusa i Matki Boskiej po bokach. Odziany jest w szaty biskupa obrządku wschodniego. Na ramionach nosi omoforion – znak godności biskupiej, pas materiału okalający ramiona, łączący się na piersi i opadający ku dołowi, błękitny, ze złotymi lamówkami i symbolami krzyża, na głowie ma wschodnią mitrę biskupią. Prawą dłoń unosi w geście błogosławieństwa, z zetkniętymi kciukiem i palcem serdecznym, a środkowym i wskazującym lekko skrzyżowanymi. Gest ten wskazuje na imię Jezusa Chrystusa (symboliczne przedstawienie greckich liter IC XC). W lewej ręce święty Mikołaj trzyma zamkniętą księgę Ewangelii. W dzisiejszych czasach święty Mikołaj kojarzy się przede wszystkim z postacią rozdającą prezenty dzieciom w dniu 6 grudnia (lub wieczorem 5 grudnia) albo w Wigilię Bożego Narodzenia. We współczesnej kulturze masowej Mikołaj został właściwie całkiem oderwany od pierwotnego chrześcijańskiego kontekstu, ze świętego biskupa zmieniając się w wesołego staruszka z siwą brodą i w czerwonym ubraniu. Jak jednak postrzegano tego świętego dawniej i w tradycji ludowej? Według chrześcijańskiej hagiografii święty Mikołaj żył na przełomie III i IV wieku i był biskupem Miry w Azji Mniejszej. Znany był z licznych cudów oraz pomocy udzielanej biednym i potrzebującym. Uważany jest za świętego, którego wzywa się w każdej potrzebie, a także patrona dzieci, panien na wydaniu, rzemieślników, marynarzy, kupców, młynarzy, sędziów, pielgrzymów i podróżników (wymieniając tylko kilka przykładów) oraz wielu krajów i miast, m.in. Albanii, Grecji, Rosji, Moskwy, Nowogrodu, Berlina, w Polsce Bydgoszczy, Chrzanowa, Elbląga i Głogowa. Tradycja rozdawania podarunków ubogim lub dzieciom znana była już w średniowieczu. W Polsce zwyczaj wręczania upominków dzieciom potwierdzony jest w XIX wieku, przybył do nas najprawdopodobniej z Niemiec i początkowo związany był raczej z kulturą mieszczańską. W dawnej ludowej tradycji, także w Karpatach, na Sądecczyźnie i na Pogórzu św. Mikołaja uważano za opiekuna wilków. Według ludowych opowieści w dniu swojego święta św. Mikołaj spotykał się z wilkami i wyznaczał, co każdy z nich ma zjeść w ciągu roku. Na Pogórzu ludność w tym dniu składała proboszczowi w darze kury, kaczki i gęsi, by odprawił mszę św. w intencji pomyślnego chowu żywego inwentarza w następnym roku. W tej mszy udział brali głównie pasterze. Św. Mikołaj był szczególnie czczony w Karpatach, m.in. przez ludność łemkowską. Dla Łemków pasterstwo odgrywało ważną rolę, a ponadto są oni wyznawcami obrządku wschodniego, w którym św. Mikołaj jest bardzo poważany i należy do jednego z najważniejszych świętych. Według niektórych teorii (przykładem praca B. Uspieńskiego „Kult św. Mikołaja na Rusi”) w tradycji ludowej krajów słowiańskich postać św. Mikołaja przejęła pewne cechy i funkcje dawnego słowiańskiego boga Welesa – uważanego za władcę świata podziemnego i zaświatów, bogamagii, przysiąg, ale też rzemiosła, kupców i bogactwa, bydło zaś było niegdyś miernikiem dobrobytu. Dlatego Weles, a później św. Mikołaj (także św. Błażej) uznawani byli za opiekunów zwierząt gospodarskich, a zwłaszcza bydła. Ważna była ochrona zwierząt domowych przed wilkami, dlatego św. Mikołaj jest związany i z tymi zwierzętami, ale jeśli przejął on w ludowych wierzeniach cechy przedchrześcijańskiego Welesa, to ten związek może być głębszy, Weles był bowiem bóstwem związanym ze światem podziemnym, zaświatami oraz dzikimi zwierzętami. Wśród prawosławnych Słowian częste było przekonanie, że to św. Mikołaj, a nie św. Piotr ma klucze do nieba. W wierzeniach i mitologiach różnych ludów z zaświatami łączy się właśnie wilki, psy lub pokrewne zwierzęta. Takie wątki pojawiają się na przykład w starodawnych wierzeniach ludów irańskich i w zaratusztrianizmie – psy strzegły mostu wiodącego do nieba, miały też moc odstraszania demonów śmierci (zwłaszcza psy z jasnymi plamkami nad oczami). Staroegipski bóg Anubis, łączony ze śmiercią, mumifikacją i krainą zmarłych, ukazywany był jako szakal lub człowiek z głową szakala. W mitach staroskandynawskich wilki związane są z bogiem Odynem i Walhallą – krainą poległych wojowników. Na przykładzie postaci świętego Mikołaja można zobaczyć, jak bardzo zmieniają się wyobrażenia i funkcje świętych w różnych tradycjach i epokach. Święty Mikołaj to zarazem czczony biskup Miry, cudotwórca i dobroczyńca, opiekun bydła i władca wilków ze słowiańskich wierzeń, jak i „dziecięcy” święty, rozdawca podarunków. A we współczesnej kulturze popularnej postać ta zdaje się być coraz bardziej oderwana od chrześcijańskich korzeni, zmieniając się w „krasnala” w czerwonym stroju, mieszkającego w Laponii i jeżdżącego saniami zaprzężonymi w renifery. Jednocześnie zaś widać, jak w ludowych wierzeniach można odnaleźć wątki i motywy o bardzo starożytnym rodowodzie, pojawiające się w różnych wersjach w wielu dawnych systemach mitologicznych różnych kultur, które na pierwszy rzut oka wydają się bardzo od siebie odległe.

Bogusława Błażewicz

 

Huńka
Nr inw. KW 17241,EI/4551
Materiał: sukno owcze samodziałowe, wełna, sznurek fabryczny

Antoni Ossendowski pisał w 1939 r., że podstawowym strojem Łemków jest brązowa huńka, czyli kurtka do połowy ud, zakładana przez mężczyzn w chłodniejsze dni do cerkwi i na uroczystości. Okrycia tego typu, znane jako gunie, były noszone także u innych grup góralskich. Hunie, szczególnie te z zachodniej Łemkowszczyzny, wyróżniały się pełną elegancji prostotą zdobień. Brązowa hunia, uszyta z samodziałowego sukna owczego, wisi przy drzwiach do „świtłyci”, czyli izby reprezentacyjnej w łemkowskiej chałupie z Wierchomli Wielkiej. Kurtka ma charakterystyczny, archaiczny krój poncha podłużnego – tył, obie poły przodów i górna część rękawów są krojone z jednego kawałka sukna. Dolną część rękawów doszyto na wysokości łokcia. Z tyłu, od pasa w dół, kurtka ma trzy luźne tacki, tzw. „kłaputy”, z przodu dwie poziome kieszenie z trójzębnymi patkami. Ozdobą huni są naszycia z pasmanteryjnego sznurka i wełniane pomponiki, dekoracyjne jest także zapięcie kurtki – długie pętle i pompony. Jeszcze na pocz. XX w. modne były długie hunie z białego samodziału owczego. Sięgały niemal do kolan, a na biodrach były poszerzane klinami tzw. „skryłami”. Inny rodzaj wierzchniego okrycia zamożnych mężczyzn stanowiła czuha, zwana też „czuhanią”. Była dla Łemków tak charakterystyczna, że Wincenty Pol - dziewiętnastowieczny badacz Karpat, nazwał górali z tej części Beskidów „Czuchońcami”. Czuha była oznaką zamożności i prestiżu, zakładano ją na większe święta i obowiązkowo do ślubu (razem z hunią), nawet jeśli ubrania trzeba było pożyczyć. Nie uchodziło to uwagi weselników, którzy komentowali złośliwymi śpiewkami: „Szkoda tia Marysiu, szkoda tia za nieho. Czuha pozyczona i hunia ne jeho”. Podczas zaślubin panna młoda starała się przyklęknąć czuhę przyszłego męża „żeby po ślubie nad nim panować”. W muzealnej kolekcji sądeckich ubiorów ludowych jednym z cenniejszych eksponatów jest zachodniołemkowska czuha z przełomu XIX i XX w. To męski, szeroki płaszcz z brązowego sukna samodziałowego (tkanego na domowym warsztacie i spilśnianego w foluszu). Ma  archaiczny krój poncho podłużnego i duży, prostokątny kołnierz opadający na plecy. W  razie niepogody kołnierz można było związać, by służył jako kaptur. Czuhę najczęściej zarzucano na ramiona jak pelerynę. Rękawy, zszyte dołem, pełniły wówczas funkcje kieszeni. Po sposobie wykończenia i zdobienia czuhy można było rozpoznać, z której części Łemkowszczyzny pochodzi jej właściciel. Na zachodzie regionu kołnierz i rękawy czuhy były ozdobione trzema poziomymi pasami, wtkanymi z białej przędzy i zakończone długimi frędzlami – „torokami”. Dlatego mieszkańców tych stron sąsiedzi przezywali „Torokary”. Znacznie dłuższe troki zdobiły czuhy ze środkowej Łemkowszczyzny, kojarzyły się one ze świeczkami, co dało początek nazwie „Świcaky”. Dalej na wschód, czuhy miały kołnierze w formie krótkich pelerynek o krawędziach obszytych sznurkiem układanym w pętelki nazywane „pupki” lub „cycki”. Na mieszkańców tych wsi mówiono „Pupkary” lub „Cycaky”.

Joanna Hołda

 

 

 

Multimedia


 
Download free VisitMałopolska app
 
Android
Apple iOS
Windows Phone
<
>
   

Related Assets