Bacówka Stanisława Rychtarczyka Rusinowa Polana
Kultura i rozrywka
Zakopane
Pan Stanisław pochodzi z rodziny Murzańskich, którzy w latach 70. zostali wypędzeni z Morskiego Oka. Nie zeszli z gór, tylko buntując się przeciw ówczesnym władzom rozpoczęli wypas na Rusinowej Polanie. Baca Rychtarczyk kontynuuje rodzinne tradycje, z owcami związany jest od szóstego roku życia. – Podobnie jak przodkowie po pieronie uparty – śmieje się jego żona. Na Rusinowej Polanie baca ma piękne widoki na Tatry Wysokie, ale też blisko na Wiktorówki, gdzie znajduje się kaplica Matki Boskiej Jaworzyńskiej. Baca modli się nie tylko o zdrowie owiec, ale i turystów. Zdarzają się bowiem niezbyt mądrzy podróżnicy, którzy… boją się owiec. – Przecież one nie gryzą, nawet jak mają rogi – kończy żona bacy z Rusinowej
Wszyscy wiedzą, że góralskie śpasy, czyli dowcipy najlepiej opowiadają bacowie pod kolibą, z widokiem na Tatry Wysokie. Stanisław Rychtarczyk i jego juhas Jędrek Otręba to nie tylko górale z krwi i kości z kilkudziesięcioletnim stażem pracy z owcami, ale również weseli i otwarci ludzie, którzy lubią ugwarzować z ceprami. Znajdziecie ich na Rusinowej Polanie.W ubiegłym wieku na Podhalu i w Karpatach tradycyjnie hodowano cakle. Ta rasa owiec miała ostrą wełnę, ale dawała bardzo dużo mleka. Przez lata krzyżowano je z innymi rasami i teraz podjęto próbę odzyskania pierwotnych cakli. Bacowie otrzymują nawet dopłaty, ale pamiętający dawne czasy juhas Jędrek Otręba twierdzi, że to wciąż nie te same zwierzęta. A wie co mówi, bo na Rusinowej Polanie pilnuje stada składającego się z 50 sztuk cakli, należącego do Stanisława Rychtarczyka.Obaj górale nie opuszczają swojej koliby od maja do października. Towarzystwa im nie brakuje, bo tłumy turystów dostarczają im wystarczającej rozrywki. Baca chętnie opowiada ze śmiechem o zbieraczach „grzybków”, a także o spóźnialskich, którzy przychodzą po zmroku z prośbą o latarkę, której nie wzięli na szlak. – Wom to ino gromnica pomoze – usłyszało kiedyś starsze małżeństwo. Gospodarze z Rusinowej Polany to górale chodzący z sercem na dłoni. Pan Stanisław bacuje ponad 40 lat i pamięta jeszcze wypas owiec w Morskim Oku. Przy kierdlu wujka zarobił na swój pierwszy rower. Z kolei Juhas Jędrek spędził w młodości kilka lat we Włoszech i teraz pokrzykuje na owce w języku Dantego. Wszystkie zwierzęta mają swoje imiona, a ich opiekunowie potrafią je bezbłędnie rozpoznawać i wołać. W bacówce Stanisława Rychtarczyka na turystów czekają przede wszystkim redykołki, czyli małe serki owcze, które tutaj podawane są na ciepło. Tradycyjnie wyrabia się je z resztek, których nie zużyto na oscypki, ale tutaj cieszą się one znacznie większym powodzeniem wśród turystów i klasycznego, dużego oscypka często próżno tu szukać.