Szlachetni bohaterowie, czy zwykli rabusie? Janosik, Baczyński, Proćpak… Kim byli małopolscy zbójnicy?

Mężczyźni w strojach góralskich tańczą z ciupagami. Karnawał w Bukowinie Tatrzańskiej
Jedni uważają ich za pospolitych opryszków łupiących wszystkich bez wyjątku, a inni za bohaterów, buntowników nie mogących zdzierżyć bogactwa innych i krzywdy bliskich. Kim zatem byli karpaccy zbójnicy? Z zachowanych dokumentów sądowych wyłania się raczej obraz potwierdzający pierwszą opinię, ale ludowa tradycja często przypisuje im wiele szlachetnych uczynków i dobrych intencji. Co zatem wiemy o najsłynniejszych małopolskich zbójnikach, ile w opowieściach o ich życiu jest prawdy, a ile romantycznej legendy? Wyruszcie z nami na zbójnicki szlak, by poznać losy niepospolitych Małopolan!

Na krawędzi życia i śmierci

Zbójnicy działali w wielu górskich regionach Europy, ale najwięcej ich było w Karpatach od XVI do XIX wieku. Byli nimi głównie mieszkańcy wsi – pasterze, parobcy – ale i zbiegli z innych terenów przestępcy czy ludzie szukający możliwości swobodnego życia, bez krępujących reguł społecznych.

Z zachowanych dokumentów wynika, że harnaś, czyli przywódca grupy, był na ogół dobrym organizatorem, często bezwzględnym i nastawionym na zysk, chętnie też korzystającym z uciech jakie niosło mu ekstremalne życie. W przekazów ludowych wyłania się zupełnie inny obraz – harnaś to wielki bohater, dokonujący wręcz niemożliwych czynów, a wszystko dla dobra lokalnej społeczności. Jaka jest zatem prawda?

Zbójnickie kompanie z hetmanem na czele

W Małopolsce nie brakowało kompanii, które zbierały się na przeprowadzenie tylko jednego napadu, ale i takich, które funkcjonowały przez kilka miesięcy, a nawet lat. Ich działalności sprzyjała doskonała znajomość okolicy, przystosowanie do życia w trudnych warunkach górskich, a niekiedy także życzliwość mieszkańców.

Wewnętrzne kłótnie i spory, na przykład dotyczące podziału łupów, były skutecznie tłumione przez osobowość harnasia, który dowodził grupą jako jej twórca albo na mocy wyboru dokonanego przez kompanów. Jednak dowodzenie taką kompanią wymagało nie tylko charyzmy i odwagi, ale także umiejętności przywódczych. Ten kto nie potrafił sprostać tym wymaganiom musiał odejść.

Nic więc dziwnego, że cały ówczesny wymiar sprawiedliwości skupiał się na pojmaniu harnasia. To jego bowiem zadaniem było przecież uwolnienie uwięzionego poprzednika czy pomszczenie jego śmierci. Do jego obowiązków należało także zaplanowanie napadu, dowodzenie grupą, decydowanie o przyjęciu nowych członków i podziale łupów. Musiał więc cieszyć się autorytetem, który niekiedy bywał wsparty bezwzględnością czy wręcz okrucieństwem.

Opowieści o zbójnikach, które dziś słyszymy dotyczą na ogół postaci historycznych, faktycznie żyjących i działających w Karpatach. Tyle tylko, że najpopularniejsze z nich w niewielkim stopniu odnoszą się do faktycznych dokonań ich bohaterów. Z dokumentów, akt sądowych oraz lokalnych kronik, wyłania się zupełnie inny obraz zbójników niż ten utrwalony w przekazach ludowych.

Przyjrzyjmy się zatem kilku zbójnikom, których działalność wiąże się z Małopolską, przynajmniej w ludowych opowieściach.

Janosik – polski i słowacki bohater ludowy

Janosik to niewątpliwie najbardziej znany z karpackich zbójników. Jego postać spopularyzował w Polsce serial telewizyjny z Markiem Perepeczko w roli głównej. O wyczynach harnasia opowiadają legendy po polskiej i słowackiej stronie Tatr, toczą się spory o znaczenie jego czynów, choć jest niemal pewne, że Janosik nigdy nie gościł na ziemiach polskich.

Trudno powiedzieć, dlaczego akurat ten zbójnik stał się tak znany i popularny, czemu to jemu ludowa tradycja przypisuje tak wiele szlachetnych uczynków, sławi jego walkę z nierównościami społecznymi, a po słowackiej stronie w czasach komunizmu próbowano z niego zrobić bohatera narodowego walczącego ze strukturami Cesarstwa Austriackiego. Może to tylko potrzeba posiadania postaci, do której można się odwoływać w opowieściach, a może efekt troski o własny wizerunek Janosika. Krążą wszak opowieści, że odwiedzając wsie, harnaś rozdawał upominki dziewczętom śpiewającym pieśni o jego czynach.

Prawdą jest, że Juraj (Jerzy) Janosik urodził się 25 stycznia 1688 roku we wsi Terchova po słowackiej stronie Tatr. Walczył w powstaniu węgierskim przeciw wojskom austriackim, potem jako poborowy służył w straży zamkowej w Bytčy. Tam poznał i zaprzyjaźnił się z siedzącym w zamkowym więzieniu harnasiem Tomášem Uhorčikiem. Kiedy ten zbiegł z twierdzy, odwiedził jesienią 1711 roku Janosika w rodzinnym domu i zaproponował mu wspólne zbójowanie. Nie trwało ono długo, bo Uhorčik postanowił się ustatkować, założył rodzinę, a jego dom stał się miejscem wypoczynku kamratów, którym przewodził teraz Janosik.

Ledwie rok po rozpoczęciu działalności Janosik trafił do więzienia, skąd zbiegł po przekupieniu strażników. Kontynuował zbójecką działalność do marca 1713 roku, kiedy to ponownie go ujęto we wsi u Uhorčika. 16 marca 1713 roku rozpoczął się jego proces przed sądem w Liptovskym Mikulášu. Po krótkiej rozprawie został uznany winnym wszystkich zarzucanych mu czynów i skazany na powieszenie na haku wbitym w lewy bok.

Koszula, ciupaga i pas – dar dla Janosika od czarownic

W tradycji ludowej życiorys Janosika wygląda zupełnie inaczej. Wracając po nauce do rodzinnego domu, miał zabłądzić w lesie i trafić do chaty trzech sióstr, czarownic. Kiedy mężnie zniósł próbę odwagi, otrzymał od nich koszulę (według innych opowieści kierpce) dającą mu nieśmiertelność; ciupagę, która sama potrafiła atakować wroga oraz pas zapewniający wielką siłę. To dzięki temu Janosik mógł łupić bogatych i rozdawać zdobycze ubogim. Jego kamraci też posiadali ponoć niezwykłe umiejętności, które pomagały kompanii w realizowaniu misji jaką sobie obrała.

Według legend kres działalności Janosika położyła dziewczyna, której zdradził tajemnicę swoich sukcesów. Ta zaś ukryła koszulę, ciupagę i pas, gdy wezwała żandarmów.

Harnaś został powieszony na haku na rynku w Liptovskym Mikulášu i wisiał tam kilka dni. W tym czasie wieść o jego osądzeniu miała dotrzeć do cesarza, który natychmiast wysłał posłańca z ułaskawieniem w podzięce za pomoc okazaną państwu przez Janosika w czasie wojny. Goniec przybył do miasta, gdy harnaś już nie żył, więc cesarz zażądał, by rajcowie miejscy płacili mu co roku złotem karę za niesłuszne skazanie Janosika.

Jak widać urzędowa i ludowa wersja wydarzeń są zupełnie inne. W tej drugiej wiele jest też wątków mówiących o imponujących skarbach ukrytych w różnych częściach Tatr, nadzwyczajnych wyczynach harnasia i jego towarzyszy, specjalnych próbach, które musieli przechodzić chcący dostać się do kompanii (np. skok przez Dunajec u podnóża Trzech Koron).

Skoro Janosik działał na Słowacji, to dlaczego krążą o nim opowieści na Podhalu, Spiszu czy Orawie? Stało się tak w dużej mierze za sprawą Kazimierza Przerwy-Tetmajera i jego epopei „Legenda Tatr”, składającej się z dwóch części: „Maryna z Hrubego” i „Janosik Nędza Litmanowski”. Potem pojawiły się utwory innych twórców, a wspomniany serial, do którego zdjęcia kręcono między innymi w tatrzańskich dolinach i na Podhalu, utrwalił przekonanie, że Janosik był nasz, polski. Wielu osobom nadal trudno uwierzyć, że ten harnaś raczej nigdy nie był na ziemiach polskich.

Wszędobylski harnaś – Józef Baczyński

Józef Baczyński urodził się w Skawicy, u podnóża Babiej Góry. Początkowo nic nie zapowiadało, że zejdzie na zbójnicką drogę – służył u bogatych gospodarzy, ożenił się i zamieszkał u brata żony nieopodal Wadowic. Z zachowanych zeznań Baczyńskiego wynika, że jego przestępcza działalność zaczęła się przypadkowo.

Podczas jarmarku w Wadowicach poznali ze szwagrem trzech mężczyzn. Jeden z nich namówił gromadę na napad na bogatego krawca. Sprzedażą zrabowanych tkanin zajął się Baczyński, ale kroniki milczą, czy podzielił się z towarzyszami uzyskanymi pieniędzmi.

Rok później wyruszył z inną grupą aż do Dobczyc, gdzie obrabowali browar. Baczyński miał najmniejszy udział w podziale łupów, gdyż stał jedynie na czatach, ale i tak od pewnego wadowickiego mieszczanina uzyskał za nie znaczną sumę. Tyle tylko, że o transakcji dowiedział się właściciel okolicznych dóbr. Rabusia pojmano i osadzono w areszcie, skąd zbiegł po kilku tygodniach z pomocą strażników. Gdy dotarły do niego wieści o aresztowaniu wspólników, zaczął się ukrywać, poznał nowych towarzyszy, z którymi dokonał kilku napadów na okolicznych gospodarzy. Bywał z kamratami na Orawie i w Gorcach, aż w końcu na dłużej zagościł w okolicach Wadowic.

Trzeba przyznać, że kompania miała tupet, zachowywała się wręcz bezczelnie. Pewnego gospodarza zbójnicy odwiedzili w rok po napadzie, prosząc o poczęstunek. Innym razem napadli na wracających do domu państwa Lisickich, właścicieli Łętowni, i „poprosili” ich o zorganizowanie przyjęcia w karczmie w Bystrej, na które zaproszono też miejscowego księdza. Gdy Lisiccy dochodzili do siebie po zabawie, Baczyński z towarzyszami obrabował ich dwór w Łętowni, a także tamtejszą plebanię.

Potem Baczyński osiadł na pewien czas z rodziną w Białej Wodzie koło Szczawnicy, gdzie wiódł spokojny żywot do czasu, aż zaczął zbierać nową grupę, z którą wyruszył na kolejny sezon zbójowania, tym razem głównie w okolicach Babiej Góry.

Baczyński został pojmany w Wilczyskach

Informacje o okrucieństwie kompanii Baczyńskiego, która nierzadko uciekała się do torturowania tych, którzy nie chcieli wyjawić miejsca ukrycia pieniędzy czy kosztowności, przeplatają się z wiadomościami o jego szlachetności. Pewnemu chłopu miał zostawić znaczną sumę, by ten doglądał rannego kamrata, a innym razem nie tknął cennych rzeczy zgromadzonych w kościele, domagając się od księdza wydania tylko jego prywatnych oszczędności, a gdy okazało się, że ich nie ma, odszedł z niczym.

W kolejnych sezonach zbóje Baczyńskiego działali w Ochotnicy, zapędzali się aż w okolice Starego Sącza i Nowego Sącza, a także Mszany Dolnej, cały czas napadając, rabując, a potem bawiąc się i ucztując. Właśnie podczas jednej z zabaw, w należącym do Dobrej przysiółku Wilczyska, doszło do pojmania Baczyńskiego i jednego z jego towarzyszy. Sądzony w Krakowie został skazany na śmierć i stracony na początku 1736 roku.

Podobnie jak w przypadku Janosika, tak i Baczyńskiego zupełnie inaczej przedstawiano w ludowych przekazach. Według nich był szlachcicem, który wstąpił na przestępczą drogę, chcąc się zemścić na bogatych za osobiste krzywdy i doznane niesprawiedliwości. Zrabowane rzeczy rozdzielał ubogim, dbał, by nie działa się im krzywda, aż w końcu został pojmany i osadzony w czorsztyńskim zamku. Miał z niego zbiec, gdy poproszono go o wykorzystanie posiadanych umiejętności leczenia i był prowadzony do chorej starościanki. Potem miał być żołnierzem i zasłynąć męstwem.

Według innych przekazów, żył w okolicach, w których wcześniej grasował, korzystając ze skarbów ukrytych w różnych miejscach. Wiele z nich ponoć nadal spoczywa w leśnych ostępach czy skalnych szczelinach. O dobrym sercu Baczyńskiego mają świadczyć ufundowane przez niego liczne kapliczki na terenach, na których się pojawiał.

Od kłusownika do harnasia. Historia Proćpaka z Kamesznicy

Proćpak, znany też jako Kroćpak, to tak naprawdę Jerzy Fiedor urodzony w Kamesznicy, nieopodal Żywca. Choć teren jego aktywności rozciągał się od Babiej Góry po Baranią Górę, to jednak zapuszczał się też dużo dalej na zachód, nawet w okolice Czantorii oraz bywał na terenach dzisiejszej Słowacji.

Proćpak zaczynał jako kłusownik. Pewnego razu zastrzelił przez pomyłkę jałówkę, której wyprawiona skóra stała się głównym dowodem przeciwko niemu. Oskarżony i skazany za kłusownictwo trafił do więzienia w Wiśniczu, skąd zbiegł w rodzinne strony. Szybko musiał jednak opuścić swoją wieś, bo wydano za nim list gończy. Kłusował więc dalej w okolicznych lasach, gdzie poznał kilku podobnych do niego, dezerterów z wojska, zabijaków ukrywających się przed wymiarem sprawiedliwości.

Straż leśna tropiła ich coraz skuteczniej, więc przenieśli się w okolice Babiej Góry, gdzie rozpoczęli prawdziwie zbójecką działalność – łupili kupców wędrujących z towarami, zamożnych gospodarzy, a nawet plebanie. Najbardziej znany jest epizod z Zawoi, gdzie podstępem obrabowali proboszcza, a organistę użyli jako zakładnika.

Kres trzyletniej działalności Proćpaka, od 1792 do 1795 roku, położyło wezwanie dwóch kompanii wojska, które rozpoczęły przeczesywanie okolicy, zaciekle tropiły zbójników i w końcu ujęto kilku z nich. Tych, którzy im pomagali w ukrywaniu się skazano na chłostę i wysłano do więzienia. Harnaś cieszył się wolnością jeszcze kilka tygodni.

Do jego zguby przyczyniła się kobieta, z którą mieszkał. Rozmawiając z jednym z gospodarzy powiedziała słowa, które skłoniły go do przypuszczeń, iż zna ona miejsce pobytu zbójnika, więc powiadomił o tym wojsko. Przeszukanie chaty kobiety nic nie dało. Proćpaka odkryto przypadkiem, gdy jeden z przeszukujących chciał skraść kawałek słoniny. Wkrótce potem ujęto najbliższych jego kompanów.

Zbójników i pomagającą im okoliczną ludność sądzono w kilku miastach, zapadło ponad 100 wyroków, w tym 28 osób skazano na śmierć. Wiele egzekucji wykonywano w rodzinnych miejscowościach skazańców, by w ten sposób odstraszyć innych od pójścia w ich ślady. Proćpak został stracony w styczniu 1796 roku w rodzinnej Kamesznicy.

Wkrótce potem pojawiły się ludowe opowieści, w których harnaś był wzorem cnót, wielkim dobrodziejem biednych, potrafiącym nagradzać uczciwość i karać tych, którzy usiłowali coś przed nim ukryć.

Dziś niewielu już o nim pamięta. Podobnie jak i innych, którzy zbójowali na terenie Małopolski, przyćmił swoją sławą Janosik.

Łupy trafiały też na… szlachetny cel

Nie brak opowieści sugerujących, że na co dzień twardzi i nieustępliwi zbójnicy wierzyli w Boga, bali się wiecznego potępienia i starali się w jakiś sposób odkupić swoje winy. Drogą ku temu było między innymi przeznaczenie części zgromadzonych łupów na szlachetny uczynek, na przykład wzniesienie świątyni.

Wedle ludowych przekazów tak doszło do powstania kościoła świętej Anny w Nowym Targu. Zbójnicy nie tylko go ufundowali, ale i umieścili w ołtarzu głównym zrabowany na Węgrzech obraz świętej Anny. Bardzo podobna legenda dotyczy też pierwszej, jeszcze drewnianej świątyni w Ludźmierzu, gdzie dziś znajduje się sanktuarium Matki Bożej Królowej Podhala.

O udziale zbójników przy powstaniu świątyni mówi się też w przypadku kapliczki świętego Świerada i świętego Benedykta w Zakopanem i najsłynniejszego z podhalańskich kościołów drewnianych p.w. świętego Michała Archanioła w Dębnie Podhalańskim. Ten drugi wzniesiono ponoć w miejscu, gdzie wspomniany święty ukazał się rabusiom na dębie, gdy uciekali po jednym z napadów.

Skarby zbójników miały też pomóc we wzniesieniu kapliczki świętego Jana Chrzciciela w należącym do Zawoi przysiółku Policzne, który powstał w miejscu, gdzie przed wiekami zbójnicy liczyli swoje łupy. Ponoć podczas jednego ze spotkań wpadli na pomysł, by część skarbów przeznaczyć na zbudowanie kapliczki i w ten sposób złożyć wotum przebłagalne za swoje grzechy. Wybór patrona nie był przypadkowy, święty Jan Chrzciciel uważany był za opiekuna zbójników.

Bez udziału zbójników, ale z wykorzystaniem odnalezionego skarbu, który ponoć to oni ukryli, miał powstać kościół świętego Łukasza Ewangelisty w Lipnicy Wielkiej na Orawie. Kosztowności nie było jednak zbyt wiele, skoro na wzniesienie świątyni przeznaczono też pieniądze uzyskane ze sprzedaży starego, drewnianego, kościoła do wsi Chyżne. Są też przekazy, że pieniądze nie zostały wcale znalezione, ale ofiarowane przez jednego z babiogórskich harnasi albo, według innych, ostatniego orawskiego zbójnika.

Kara boska za rabunek

Zgoła inny był udział zbójników w powstaniu drewnianego kościoła świętego Krzyża na Piątkowej. Legenda mówi, że wzniesiono go w miejscu, gdzie przed wiekami zbójcy napadli na bogatego kupca. Ten wzniósł oczy ku niebu i zawołał: Krzyżu święty, ratuj! Po tych słowach ukazał się nad nim płonąc krzyż, las się zakołysał, a przerażeni rabusie zbiegli w popłochu. Kupiec ufundował zaś świątynię, z okolic której roztacza się piękny widok na Tatry.

O niecnych uczynkach zbójników mówi też legenda dotycząca wspomnianego już Ludźmierza. Otóż, pewnego dnia rabusie napadli na znajdujący się tam przed wiekami klasztor Cystersów i zabrawszy wiele kosztowności uciekli w las. Zakonnicy ruszyli w pogoń, chcąc odzyskać choć monstrancję i cenny kielich. Zbójnik, który je niósł przewrócił się, a przedmioty upadły na ziemię. Wówczas las obrócił się korzeniami do góry, wokół zrobiły się przepastne moczary, w których utopili się złodzieje, natomiast cystersi prowadzeni przez Boga szczęśliwie wrócili do zabudowań.

Z niegodziwościami zbójników wiąże się też figurka Matki Boskiej Niepokalanej, stojąca w Szczawnicy w pobliżu Parku Dolnego. Kapliczka nazywana jest zbójnicką, gdyż wystawiono ją w XIX wieku, by Matka Boska chroniła okolicznych mieszkańców przed napadami licznych w tamtych czasach w okolicy zbójników.

Prawda kontra legendy

Jak więc widać, ludowa mądrość zupełnie inaczej zapamiętuje wydarzenia, odmiennie też niż prawo ocenia czyny tych, którzy wyrośli z lokalnej społeczności. Potrafi w nich dostrzec dobro, szlachetne intencje, a nawet podejmowanie działań dobroczynnych. Cóż, barwne legendy to część historii, która nadaje jej kolorytu, pozwala badaczom na oddzielanie prawdy od tego, co jest tylko mitem.

Dzięki temu wędrując po Małopolsce można usłyszeć wiele fascynujących opowieści o mniej lub bardziej prawdziwych wydarzeniach, ukrytych skarbach i miejscach, które już dziś nie istnieją. Odnajdźcie z nami tę niezwykłą Małopolskę, odkryjcie jej tajemnice i ukryte precjoza!

 

Multimedia


Baner - wydarzenia.jpg

Powiązane treści